piątek, 30 czerwca 2017

Spacer brzegiem morza

   Sumba. Niewielka wyspa w archipelagu Małych Wysp Sundajskich. Jeden z najbiedniejszych regionów Indonezji. Pojechaliśmy tam po ciszę i spokój. Dostaliśmy błękitne niebo i piękną plażę. Pozbyliśmy się dostępu do internetu, zasięgu telefonicznego, tłumów turystów. Było zwiedzanie oczywiście, ale nie o tym dzisiaj będzie.

   Już w drodze z lotniska zwróciliśmy uwagę na inną niż na Jawie roślinność. Brak palm. Wyschnięta trawa. Podobnie w ośrodku, w którym zamieszkaliśmy. Niby dużo drzew, ale nie jest to las deszczowy. Sucho. I dziwne podłoże, sterczące wszędzie ostre skałki przypominające pumeks.
  Sumba przed milionami lat oderwała się od kontynentu australijskiego lub afrykańskiego. I dryfowała sobie, aż zatrzymała się w łańcuchu wysp Łuku Sundajskiego. Które to wyspy są wyspami wulkanicznymi. Ale nie Sumba. Nie ma na niej żadnego wulkanu. Na żadnej wyspie wulkanicznej nie widziałam tylu porowatych skał. Więc może nie są one zastygłą lawą. Bardziej przypominają mi rafę koralową. Niewielkie mam pojęcie o geologii, ale miło sobie pomyśleć, że się mieszka na rafie.

Plaża nr 1
  Przyjechaliśmy koło południa. Z naszego krytego strzechą domku było widać morze. Ścieżką wysypaną koralowcami i muszelkami poszliśmy w jego kierunku. Dobrze, że miałam na nogach klapki. Muszelkowy żwir chrzęścił pod nogami. Obok, rzadka trawa nieudolnie przykrywała ostre i postrzępione, czarne skały. Na tych wyraźnie wystających ponad mniej więcej poziomą powierzchnię, ktoś pracowicie poukładał muszle wielkości dłoni, grube na kilka centymetrów. Albo fantazyjnie zwinięte w rożek. Wszystkie nadgryzione zębem czasu, wypłukane długim leżeniem w oceanie, ale wciąż zadziwiające. Między nimi ogromne, dawno obumarłe odłamki koralowców. 
   Ścieżka zaczęła się obniżać, potem całkiem zniknęła. Po skalnych ustępach imitujących schody zeszliśmy na plażę. Niewielką, ale pustą. Okoloną podmywanymi przez fale skałami. Zachwyciły nas kolory. Bielutki piasek, morska piana fal, lekka zieleń, dalej szmaragd, połyskujące w słońcu srebro głębi, granat horyzontu, a nad nim błękit nieba. 



   Zrobiło się nam żal, że nie ma gdzie spacerować. Dwadzieścia metrów od skały do skały. Wykorzystaliśmy przerwę między falami i przeskoczyliśmy do następnej zatoczki. Jeszcze mniejszej. Potem kolejnej, ale dalej iść się nie dało, skała za daleko wychodziła w morze. Postanowiliśmy przyjść później w strojach kąpielowych.



Plaża nr 2
   Wróciliśmy po południu. Przygotowani na pływanie i snorkeling. Nasza plaża też się zmieniła. Była dużo szersza. Ciągnąca się kilometrami w obie strony. Biały piasek kończył się kamieniami porośniętymi wodorostami. Piękna, żywa, butelkowa zieleń. Przechodząca w brąz. Pomiędzy zielenią połyskiwały złotym piaskiem, albo czerwieniły się zachodzącym słońcem plamy pozostałych kałuż. Nikogo nie widać jak okiem sięgnąć. Poszliśmy w stronę słońca. Zbierając co ciekawsze muszle i koralowce zostawione przez odchodzącą wodę. Czasem kryjąc się pomiędzy skałami, które kilka godzin wcześniej były zupełnie niedostępne.To wtedy nabrałam przekonania, że to jednak wyspa koralowa. Na skałach znalazłam odciśnięte ślady koralowców i ogromnych muszli. 

   Nagle, na dopiero co opuszczonym przez morze piasku, ujrzeliśmy ślady małych stópek.  Skąd one na pustej plaży? Piętaszek? Ujrzeliśmy go po chwili. Chłopiec zbierający żyjątka, które pozostały w kałużach. Niewielkie ryby, kraby i inne skorupiaki. Potem pojawiło się więcej zbieraczy. Nie były to obfite zbiory. Torby przewieszone przez pierś nie wyglądały na pełne.


Plaża nr 3

   Ranek. I jeszcze inne oblicze plaży. Nie widać kamieni, jest tylko biały piasek. Idziemy brzegiem, jest romantycznie. O tej porze nie ma już zbieraczy, kamienie ukryły się głęboko pod wodą. Znowu upajamy się kolorami. Jest romantycznie, ale pora wracać. Tylko, że zostaliśmy odcięci! Za długo spacerowaliśmy. "Mostek" pod skałami, pod którym przechodziliśmy suchą stopą, chociaż zgięci wpół, jest już częściowo zalany wodą. Jednak próbujemy się przecisnąć. Wody do pół łydki, a my mokrzy do pasa. Ale udaje się! Uf, jesteśmy ocaleni!

  Zafascynowała mnie tematyka pływów oceanicznych. Na Belitungu przypływ był w nocy. Czy dlatego, że była to inna faza Księżyca? Gdzie się podziewa ta woda, kiedy jej nie ma? Jak się mierzy poziom morza, skoro się on zmienia? Muszę zgłębić temat.








22 komentarze:

  1. Musiałam wygooglować snorkeling, bo nigdy nie słyszałam :-)
    Piękne te plaże, woda na pewno ciepła i czyściutka, aż dziw, że tak pusto! jak na terenie parku narodowego. Faktycznie znaleźliście spokój i ciszę. Gdy zgłębisz tajemnice pływów, to chętnie poczytam, jakoś w głowie się nie mieści, że coś na Ziemi zależy od wybuchów na Słońcu lub od faz Księżyca. Niby coś się wie, ale ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podobno tak pusto było na Bali 20 lat temu. Brak infrastruktury i zagrożenie malarią odstrasza.
      Od zgłębiania nabieram przekonania, że gdyby Ziemia była kulą to oceany spłynęłyby w dół, a gdyby się kręciła, to rozpryskiwałyby się na boki. Niesamowite to wszystko.

      Usuń
  2. Tak sobie myślę, czy ludzie żyjący w tak pięknym otoczeniu są szczęśliwsi? Spokojniejsi? Oczywiście to nie raj na Ziemi, na pewno mają mnóstwo trosk, ale czy takich samych, jakie rodzą się w hałasie i smogu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyglądają na szczęśliwych. Zdecydowanie są spokojniejsi, nie spieszą się, nie gonią za pieniędzmi. W naszym rozumieniu żyje im się biednie i ciężko.

      Usuń
  3. Na rafie koralowej - to brzmi nieźle! ;) Te domki ze zdjęcia mają zabawne dachy. Tak z ciekawości: co to jest snorkeling?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Domki pochodzą z tradycyjnej wioski. Dość dziwnej. Kształt ma znaczenie symboliczne i praktyczne.
      Snorkeling to nurkowanie z fajką. Niestety, nie ma polskiej nazwy

      Usuń
  4. Mnie urzekł bezkres błękitnego nieba. Chciałabym zobaczyć je nocą, ocean gwiazd...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nocą jest niezwykle. Księżyc akurat zaczynał rosnąć, idealny rogalik z rogami do góry. A wokół niego błyszczące punkciki. Eh, pięknie. W Jakarcie nie widać nieba

      Usuń
  5. W takim miejscu (bez zbędnych komunikatorów), gdzie tylko niebo, morze i nieznany ląd to można się poczuć jak na prapoczątku... Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do tego bez klimatyzacji i ciepłej wody. Szczęście, że nie musiałam jej nosić.
      Dziękuję za wizytę.

      Usuń
  6. Słonecznie, ciepła woda, a plaża bezludna... Zadziwiające!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie bardzo, jeśli weźmiesz pod uwagę kilka niedogodności (odległość, malaria itp)

      Usuń
  7. Zatęskniłam za spacerem brzegiem Bałtyku...
    Dziękuję

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I ja za tym tęsknię. Morze zimne i ciasne, ale własne.

      Usuń
  8. Pięknie... o pływach trochę wiem, jakiś czas to leżało w zakresie moich studiów, potem wykorzystywały to moje dzieci żeglując po morzach i oceanach - tam trzeba to uwzględniac, bo inaczej wcale nie dopłyniesz tam, gdzie chcesz.
    Już planuję powrót do Indonezji, ale wszystkich wysp i tak nie da się odwiedzić...no i te komary:(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wysp jest 17.000 i na szczęście nie wszystkie interesujące.
      Komary? Na Sumbie obowiązkowe są moskitiery. Ale komarów nie widziałam. Może pożarł je toke, nasz współlokator hałasujący w nocy. Faktem jest, że zapomnieliśmy, że na wschód od Bali są tereny malaryczne i powinno się łykać malarone.

      Usuń
    2. Skojarzyłam malarię z komarami, ot co. Dobrze wiedzieć o tym malarone, bo I na wschód od Bali planuję. A o pływach się postaram, choć to ogromny temat- jak Ksieżyc:):)

      Usuń
    3. Ja bardziej boję się dengi. Przed nią ochrony nie ma. Jeśli planujesz w porze suchej to ryzyko mniejsze. Ja byłam i na Flores i na Papui- żadnych komarów. Na Sumbie pogryzło mnie coś,ale chyba nie komar.

      Usuń
  9. Jedna plaża, trzy plaże. Ideał dla kogoś, kto lubi zalec i pogapić się przed siebie na przyrodę:) PS. Nie lubię robić zdjęć? :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie lubię. Te które zamieszczam pożyczam z mężowskiego aparatu, albo robię z blogerskiego obowiązku.

      Usuń
  10. Zdjęcia...gdy skończyło się wywoływanie filmów, nie zrobiłam , nie pozwoliłam zrobić sobie ,żadnego zdjęcia. Nie robię również. Obraz mnie mało interesuje chociaż patrzę. Lubie patrzeć. W oczy. Długo, beznamiętnie.Bez najmniejszego komentarza na koniec.Na tych Pani zdjęciach jakaś niespójność. Ubrania i kształt chat. Kompletna, dla mnie schizofrenia a gdzie prawda ? Odnoszę się do postu ze zdjęciami ludzi...to nie tu ale tak mi się otworzyło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie lubie robić zdjęć. Wolę przeżywać. Na zdjęciach wszystko wygląda inaczej, ale nie nazwałabym tego schizofrenią. Ci ludzie chaty mają takie jakie odziedziczyli. Ubierają się również tradycyjnie, chociaż z pewnymi modyfikacjami

      Usuń