![]() |
Tubylec przy drodze |
Samochód jedzie wąską, asfaltową drogą. W górę i w dół, zakrętów niewiele. Na szczęście z przeciwka nadjeżdżają tylko skutery, a i to niezbyt liczne. Z czymś większym moglibyśmy się nie minąć. I nagle stromy zjazd w dół. Nie lubię tego. Na końcu zakręt i mostek, nie wiedzieć czemu bez asfaltu. Widzimy pojone w rzece konie i kobiety robiące pranie. Kierowca przeprasza, wyłącza klimatyzację i otwiera okno. Przed nami podjazd, długi i stromy. Trochę się boję, że nie damy rady. Niepotrzebnie. Dotarliśmy do celu. Wysiadamy trochę niepewni. Widzimy tylko dachy domów i nikogo w pobliżu. Podchodzi do nas wyrostek. Trochę mówi po angielsku. Prowadzi nas do chaty. Tam na podeście, ukryci pod okapem siedzą mężczyźni. Babina przynosi buku (książkę). Wpisujemy się do niej podając cel wizyty i wysokość datku. Czytamy, że poprzedni goście byli tu trzy dni temu. Po opłaceniu możemy wejść do wioski.
Tradycyjne domy mają trzy poziomy. Pierwszy, z przewiewnymi ścianami z bambusa jest przeznaczony dla zwierząt. Kolejny zamieszkują ludzie. Niestety, nie było nam dane tam zajrzeć. Najwyższy to siedziba przodków i bóstw. Im wyższy dach, tym więcej się ich zmieści, czyli domostwo jest bogatsze.
![]() |
Domy wokół grobów |
Ciągle żałujemy, że nie mamy cukierków dla dzieci. Na szczęście na podeście jednej z chat jest sklepik. W ofercie 5 paczek herbatników, 20 sztuk cukierków, kilka paczek zup błyskawicznych, 6 jogurtów. Decydujemy się na herbatniki (po 5 000 rupii). Ale mamy tylko banknot 50 000. Reszty nie dostaniemy.
Jedziemy do następnej wioski. Procedura jest podobna. Ale byli przygotowani na nasz przyjazd. Koniecznie chcą nam sprzedać swoje wytwory: amulety, ikat (ręcznie tkany materiał), instrumenty muzyczne, jakieś figurki, noże. Są bardzo napastliwi, nie odstępują nas na krok. Dość tego zwiedzania!
Wracamy przez wioski mniej tradycyjne, ale tak samo biedne. Mijamy chaty ze ścianami z bambusowych mat, kryte strzechą. Czasem zdarzają się domy murowane, z blaszanym dachem. Mają drzwi otwarte na przestrzał, są puste. Życie i tak toczy się na "werandach"- bambusowych podestach ze strzechą. Widzimy dzieci niosące kanistry z wodą z jedynej we wsi studni. Wyprzedzamy ciężarówki załadowane ludźmi. Nie spotykamy sklepów ani popularnych w innych miejscach wózków z jedzeniem. Są zbyt biedni by kupować czy wolą betel?
![]() |
Na targu. Mały pojemnik betelu 5 000, większy 10 000. |
Fajna ta Sumba! I łatwo tam remanent w sklepie zrobić...
OdpowiedzUsuńDo tego ruch na drogach niewielki
UsuńA to o to chodziło z tymi dachami ;D. Hmm, mieszkanie wśród grobowców jest dziwne, straszne? Nie wiem, jak to określić. Nie wydają reszty, wow, inny świat po prostu. Świetne zdjęcia.
OdpowiedzUsuńWśród grobowców to jeszcze pół biedy. Gorzej mieć nieboszczyka pod dachem, a to też się zdarza.
UsuńReszty nie wydają, bo nie ma takiej kwoty w kasie.
Widzę, że to kolejny z krajów, w których biały jest traktowany, jak wór z prezentami lub potencjalny łup:) Podobno Masajowie nauczyli się liczyć trzaski migawki aparatu i kasują co do pstrykniętej sztuki:)
OdpowiedzUsuńBiały znaczy bogaty. Na Timorze dzieciaki wołały za nami "Mister money". Ale tam turystów jest niewielu. W turystycznych miejscach (Bali!) białasów łupią znacznie bardziej
UsuńNiestety tak jest teraz nawet w Rosji. Jesteś z Polski, to jesteś z Unii, a jak jesteś z Unii, to masz pieniądze, więc wyprawa nad Bajkał będzie 10x droższa, niż dla miejscowych.
UsuńJak się nie odwrócić to d... z tyłu
UsuńFajne te domy, sprzątać nie trzeba, bo wiatr wszystko wywieje :-)
OdpowiedzUsuńMożna powiedzieć, że ze swoimi zmarłymi żyją po sąsiedzku.
I okien myć nie trzeba!
UsuńWszystko to dziwne, fascynujące, smutne, i jednak w jakis sposób radosne - wszystko zalezy od przyjętej perspektywy. A że białas słuzy do dawania kasy, to wiadomo, niestety.
OdpowiedzUsuńChwilami było mi ich żal, zwłaszcza dzieci. Ale taki sposób zarabiania pieniędzy przyjęli. Zamiast pracować wolą żuć betel i czekać aż białas coś rzuci. I to także nasza, białasów wina.
UsuńI to jest własnie smutne bardzo. Rzucisz, nie rzucisz, i tak masz poczucie winy. Albo wyższości. Jeszcze gorzej...
UsuńCzłowiek się miota między poczuciem winy, a poczuciem bycia wykorzystywanym. Bo jednak "skin tax" trzeba zapłacić.
UsuńJeździmy tam oglądać ich jak małpy w klatkach. A oni robią nam zdjęcia z ukrycia pt. "Hura!Dotknąłem białasa"
Inny świat??
OdpowiedzUsuńW Polsce nędza ociera się o wille Prl-owskie.
Wszystko rozbija się o kulturę i poznanie.
Miło, że dzięki Tobie otarłam sié o taką ciekawostkę
Pozdrawiam
zolza73.blogspot.com
Tu dysproporcje są ogromne i przerażające. Nędza ma jakby inny wymiar, może z powodu powszechności?
UsuńCałą przyjemność po mojej stronie
Witaj.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawa notka, pokazuje, że całe życie można się uczyć, bo nigdy nie widziałem domów o takich dachach.
Zgadzam się, u nas aby się leczyć należy mieć dość spory zapas gotówki. Bo liczyć na przychodnie państwowe nie zawsze się udaje. Podobno ta pani kardiolog mieszka blisko przychodni, więc spóźnienie tym bardziej dziwne, bo była widziana z psem przez jedną z pacjentek tego samego dnia, przed południem.
Pozdrawiam!
Tutaj co wyspa to inne budownictwo. Podróże kształcą!
UsuńA może piesek się rozchorował i trzeba było ratować? ;)
Niesamowite. Przede wszystkim te grobowce.
OdpowiedzUsuńO tym, że białych traktują jak bankomaty wiedziałam już wcześniej. 10 lat temu mój Młodszy - jeszcze jako student geografii pojechał do Etiopii na 6 tygodni. Przewspaniała to była wyprawa... a w każdej wiosce biegały za nimi dzieci prosząc o coś, albo usiłując im sprzedać butelki plastikowe po napojach....Wiele o tym pisał.
W sierpniu wybiera się do Indonezji razem z koleżanką.
Polecę mu Twój blog.
Tutaj mają zupełnie inny stosunek do zmarłych. Mam nadzieję zobaczyć jeszcze obrzędy w Toraja, tam dopiero jest niesamowicie!
UsuńDziękuję za polecenie.
Ja tam jeszcze poza Europę się nie wybrałem. Jednak nawet na tym naszym kontynencie jest sporo ciekawych miejsc, które też mogą nas zadziwić, tak jak właśnie te dachy.
OdpowiedzUsuńNie wnikam już czemu pani kardiolog przyszła spóźniona, oby w październiku jak mam u niej wizytę nie było podobnych niespodzianek.
Pozdrawiam!
Ba, nawet w Polsce są takie miejsca. Wszystkiego zobaczyć się nie da. I nawet nie trzeba ;)
Usuńależ tam pięknie... <3
OdpowiedzUsuńNiewątpliwie
UsuńBiali już nauczyli Afrykę, że nie trzeba pracować, bo wszystko można dostać za darmo. Słyszałam w telewizji, jak Nigeryjka żaliła się, że dostała fasolę, ale nie chciała, bo trzeba ją długo gotować.
OdpowiedzUsuńTwoje posty czytam zawsze z ciekawością, ponieważ zauważasz detale, szczegóły, których turysta nie widzi zafascynowany egzotyką.
Zasyłam serdeczności
Coraz mniej zauważam, bo właśnie się przyzwyczaiłam do pewnych rzeczy.
UsuńPozdrawiam
Tamte rejony w moich planach na przyszly rok :)Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTamte rejony czyli Sumba czy ogólnie Indonezja?
UsuńPrzyjemnie, ciekawie ale trzeba to lubić. Dziś nawet rozmawiałam czy to ot takie proste jak często przedstawiane np podróżowanie samotnej blondynki po krajach mało przewidywalnych i czy czasami nie jest to nadmiernie zachwalane a niebezpieczeństwa nieprzedstawiane.Czas jakiś słuchałam o dziewczynie która sama znalazła się pośród kierowców ciężarówek na końcu świata. Jeden błąd i po niej .Trzeba umieć, lubić, mieć jakieś predyspozycje. Wracając do Pani wycieczki...gdyby porozmawiać z nimi. Usiąść, posiedzieć ,pogadać a tak...dla mnie to jak wizyta w zoo. Nie lubię.Nie warto marzyć o chodzeniu w cudzych butach..
OdpowiedzUsuńSamotnie bym się nie wybrała, z mężem owszem. Ale mamy świadomość zagrożeń i staramy się ich unikać.
OdpowiedzUsuńW zwiedzaniu najlepsze są rozmowy z ludźmi. Na Sumbie to niemożliwe. Po pierwsze nie mamy wspólnego języka. Po drugie to społeczeństwo klanowe, bardzo zamknięte. Niełatwo wkrasc się w ich łaski.
Trochę ZOO, to prawda. Z tym, że my byliśmy dla nich co najmniej taką samą atrakcją jak oni dla nas.
Rozbawiło mnie bardzo Pani ostatnie zdanie. To dobrze że oni też mieli zabawę z tej wizyty .
OdpowiedzUsuńWyleciało mi z głowy pytanie na które, o ile umiem je zadać, zna Pani odpowiedź.
Nasz czas jest liniowy. Nic się nie powtarza i nic nie wraca.U ludzi , którzy nie dotknęli cywilizacji, czas jest okręgiem. Tak słyszałam. Czy tak jest ? Jeśli tak to czy zdarzyło się Pani otrzymać zapewnienie że natychmiast coś a owo natychmiast dopiero po obrocie koła, po roku się zdarzyło ?
Nie doświadczyłam kolistosci czasu. Głównie przebywam wśród Indonezyjczyków dotkniętych cywilizacją. My mamy zegarki, oni mają czas. Nie spieszą się, nie denerwują w korkach, spokojnie godzinami czekają aż przejdzie deszcz.
UsuńDziwne, że Cejrowski jeszcze tam nie zawitał. Ale dzięki Tobie nic straconego. Dzięki za ciekawą relację.
OdpowiedzUsuńDobrze, że go nie było. Turyści by przyszli zaraz za nim
Usuń