środa, 5 lipca 2017

Jak żyją ludzie

   Na Sumbę pojechaliśmy po spokój i wypoczynek. Ale wybraliśmy ją nie bez powodu. Wyspa słynie z ciekawej kultury plemiennej, tradycyjnych wiosek i megalitycznych grobowców.
Tubylec przy drodze


   Samochód jedzie wąską, asfaltową drogą. W górę i w dół, zakrętów niewiele. Na szczęście z przeciwka nadjeżdżają tylko skutery, a i to niezbyt liczne. Z czymś większym moglibyśmy się nie minąć. I nagle stromy zjazd w dół. Nie lubię tego. Na końcu zakręt i mostek, nie wiedzieć czemu bez asfaltu. Widzimy pojone w rzece konie i kobiety robiące pranie. Kierowca przeprasza, wyłącza klimatyzację i otwiera okno. Przed nami podjazd, długi i stromy. Trochę się boję, że nie damy rady. Niepotrzebnie. Dotarliśmy do celu. Wysiadamy trochę niepewni. Widzimy tylko dachy domów i nikogo w pobliżu. Podchodzi do nas wyrostek. Trochę mówi po angielsku. Prowadzi nas do chaty. Tam na podeście, ukryci pod okapem siedzą mężczyźni. Babina przynosi buku (książkę). Wpisujemy się do niej podając cel wizyty i wysokość datku. Czytamy, że poprzedni goście byli tu trzy dni temu. Po opłaceniu możemy wejść do wioski.

   Tradycyjne domy mają trzy poziomy. Pierwszy, z przewiewnymi ścianami z bambusa jest przeznaczony dla zwierząt. Kolejny zamieszkują ludzie. Niestety, nie było nam dane tam zajrzeć. Najwyższy to siedziba przodków i bóstw. Im wyższy dach, tym więcej się ich zmieści, czyli domostwo jest bogatsze.
Domy wokół grobów
   Domy ustawione są w krąg. Wewnątrz znajdują się grobowce, nie wszystkie megalityczne. Obok nich przewrócona rzeźbiona kolumna. Totem, prawdopodobnie związany z zakazanymi wierzeniami Marapu. Pytamy dlaczego go nie naprawią. Nie rozumieją, albo nie chcą zrozumieć. Przyłącza się do nas gromada dzieci. Proszą o permen (cukierki). To jedno z nielicznych indonezyjskich słów jakie znają. Domyślam się, że nie chodzą do szkoły. Nasz "przewodnik" pyta czy palimy papierosy. Niestety, nie. Ale przyznajemy się, że mamy betel. Częstujemy go. Pojawiają się inne nastolatki, też chcą, rozrywają torebkę. Nadchodzi stateczny mężczyzna. Otwiera woreczek i wszyscy oddają mu łupy. Prosimy o zdjęcie. Zgadza się. Dopiero później zauważamy, że na każdym zdjęciu wystawia łokieć tak, żeby się do nas za bardzo nie zbliżyć. Za pasem, jak każdy tutejszy mężczyzna,  ma miecz. Na targu chcieli taki sprzedać Głównodowodzącemu. Więc teraz chcemy zobaczyć ten osobisty. Tubylec patrzy tak, że przechodzą nas ciarki. Chcieliśmy zabrać mu siłę! Oni się z mieczem nie rozstają, bez niego nie są w stanie nic zrobić. 
   Ciągle żałujemy, że nie mamy cukierków dla dzieci. Na szczęście na podeście jednej z chat jest sklepik. W ofercie 5 paczek herbatników, 20 sztuk cukierków, kilka paczek zup błyskawicznych, 6 jogurtów. Decydujemy się na herbatniki (po 5 000 rupii). Ale mamy tylko banknot 50 000. Reszty nie dostaniemy. 
   Jedziemy do następnej wioski. Procedura jest podobna. Ale byli przygotowani na nasz przyjazd. Koniecznie chcą nam sprzedać swoje wytwory: amulety, ikat (ręcznie tkany materiał), instrumenty muzyczne, jakieś figurki, noże. Są bardzo napastliwi, nie odstępują nas na krok. Dość tego zwiedzania!
   Wracamy przez wioski mniej tradycyjne, ale tak samo biedne. Mijamy chaty ze ścianami z bambusowych mat, kryte strzechą. Czasem zdarzają się domy murowane, z blaszanym dachem. Mają drzwi otwarte na przestrzał, są puste. Życie i tak toczy się na "werandach"- bambusowych podestach ze strzechą.  Widzimy dzieci niosące kanistry z wodą z jedynej we wsi studni. Wyprzedzamy ciężarówki załadowane ludźmi. Nie spotykamy sklepów ani popularnych w innych miejscach wózków z jedzeniem. Są zbyt biedni by kupować czy wolą betel?
Na targu. Mały pojemnik betelu 5 000, większy 10 000.











  

34 komentarze:

  1. Fajna ta Sumba! I łatwo tam remanent w sklepie zrobić...

    OdpowiedzUsuń
  2. A to o to chodziło z tymi dachami ;D. Hmm, mieszkanie wśród grobowców jest dziwne, straszne? Nie wiem, jak to określić. Nie wydają reszty, wow, inny świat po prostu. Świetne zdjęcia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wśród grobowców to jeszcze pół biedy. Gorzej mieć nieboszczyka pod dachem, a to też się zdarza.
      Reszty nie wydają, bo nie ma takiej kwoty w kasie.

      Usuń
  3. Widzę, że to kolejny z krajów, w których biały jest traktowany, jak wór z prezentami lub potencjalny łup:) Podobno Masajowie nauczyli się liczyć trzaski migawki aparatu i kasują co do pstrykniętej sztuki:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Biały znaczy bogaty. Na Timorze dzieciaki wołały za nami "Mister money". Ale tam turystów jest niewielu. W turystycznych miejscach (Bali!) białasów łupią znacznie bardziej

      Usuń
    2. Niestety tak jest teraz nawet w Rosji. Jesteś z Polski, to jesteś z Unii, a jak jesteś z Unii, to masz pieniądze, więc wyprawa nad Bajkał będzie 10x droższa, niż dla miejscowych.

      Usuń
    3. Jak się nie odwrócić to d... z tyłu

      Usuń
  4. Fajne te domy, sprzątać nie trzeba, bo wiatr wszystko wywieje :-)
    Można powiedzieć, że ze swoimi zmarłymi żyją po sąsiedzku.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wszystko to dziwne, fascynujące, smutne, i jednak w jakis sposób radosne - wszystko zalezy od przyjętej perspektywy. A że białas słuzy do dawania kasy, to wiadomo, niestety.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chwilami było mi ich żal, zwłaszcza dzieci. Ale taki sposób zarabiania pieniędzy przyjęli. Zamiast pracować wolą żuć betel i czekać aż białas coś rzuci. I to także nasza, białasów wina.

      Usuń
    2. I to jest własnie smutne bardzo. Rzucisz, nie rzucisz, i tak masz poczucie winy. Albo wyższości. Jeszcze gorzej...

      Usuń
    3. Człowiek się miota między poczuciem winy, a poczuciem bycia wykorzystywanym. Bo jednak "skin tax" trzeba zapłacić.
      Jeździmy tam oglądać ich jak małpy w klatkach. A oni robią nam zdjęcia z ukrycia pt. "Hura!Dotknąłem białasa"

      Usuń
  6. Inny świat??
    W Polsce nędza ociera się o wille Prl-owskie.
    Wszystko rozbija się o kulturę i poznanie.
    Miło, że dzięki Tobie otarłam sié o taką ciekawostkę
    Pozdrawiam
    zolza73.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tu dysproporcje są ogromne i przerażające. Nędza ma jakby inny wymiar, może z powodu powszechności?
      Całą przyjemność po mojej stronie

      Usuń
  7. Witaj.

    Bardzo ciekawa notka, pokazuje, że całe życie można się uczyć, bo nigdy nie widziałem domów o takich dachach.

    Zgadzam się, u nas aby się leczyć należy mieć dość spory zapas gotówki. Bo liczyć na przychodnie państwowe nie zawsze się udaje. Podobno ta pani kardiolog mieszka blisko przychodni, więc spóźnienie tym bardziej dziwne, bo była widziana z psem przez jedną z pacjentek tego samego dnia, przed południem.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tutaj co wyspa to inne budownictwo. Podróże kształcą!

      A może piesek się rozchorował i trzeba było ratować? ;)

      Usuń
  8. Niesamowite. Przede wszystkim te grobowce.
    O tym, że białych traktują jak bankomaty wiedziałam już wcześniej. 10 lat temu mój Młodszy - jeszcze jako student geografii pojechał do Etiopii na 6 tygodni. Przewspaniała to była wyprawa... a w każdej wiosce biegały za nimi dzieci prosząc o coś, albo usiłując im sprzedać butelki plastikowe po napojach....Wiele o tym pisał.
    W sierpniu wybiera się do Indonezji razem z koleżanką.
    Polecę mu Twój blog.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tutaj mają zupełnie inny stosunek do zmarłych. Mam nadzieję zobaczyć jeszcze obrzędy w Toraja, tam dopiero jest niesamowicie!
      Dziękuję za polecenie.

      Usuń
  9. Ja tam jeszcze poza Europę się nie wybrałem. Jednak nawet na tym naszym kontynencie jest sporo ciekawych miejsc, które też mogą nas zadziwić, tak jak właśnie te dachy.

    Nie wnikam już czemu pani kardiolog przyszła spóźniona, oby w październiku jak mam u niej wizytę nie było podobnych niespodzianek.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ba, nawet w Polsce są takie miejsca. Wszystkiego zobaczyć się nie da. I nawet nie trzeba ;)

      Usuń
  10. Biali już nauczyli Afrykę, że nie trzeba pracować, bo wszystko można dostać za darmo. Słyszałam w telewizji, jak Nigeryjka żaliła się, że dostała fasolę, ale nie chciała, bo trzeba ją długo gotować.
    Twoje posty czytam zawsze z ciekawością, ponieważ zauważasz detale, szczegóły, których turysta nie widzi zafascynowany egzotyką.
    Zasyłam serdeczności

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coraz mniej zauważam, bo właśnie się przyzwyczaiłam do pewnych rzeczy.
      Pozdrawiam

      Usuń
  11. Tamte rejony w moich planach na przyszly rok :)Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tamte rejony czyli Sumba czy ogólnie Indonezja?

      Usuń
  12. Przyjemnie, ciekawie ale trzeba to lubić. Dziś nawet rozmawiałam czy to ot takie proste jak często przedstawiane np podróżowanie samotnej blondynki po krajach mało przewidywalnych i czy czasami nie jest to nadmiernie zachwalane a niebezpieczeństwa nieprzedstawiane.Czas jakiś słuchałam o dziewczynie która sama znalazła się pośród kierowców ciężarówek na końcu świata. Jeden błąd i po niej .Trzeba umieć, lubić, mieć jakieś predyspozycje. Wracając do Pani wycieczki...gdyby porozmawiać z nimi. Usiąść, posiedzieć ,pogadać a tak...dla mnie to jak wizyta w zoo. Nie lubię.Nie warto marzyć o chodzeniu w cudzych butach..

    OdpowiedzUsuń
  13. Samotnie bym się nie wybrała, z mężem owszem. Ale mamy świadomość zagrożeń i staramy się ich unikać.
    W zwiedzaniu najlepsze są rozmowy z ludźmi. Na Sumbie to niemożliwe. Po pierwsze nie mamy wspólnego języka. Po drugie to społeczeństwo klanowe, bardzo zamknięte. Niełatwo wkrasc się w ich łaski.
    Trochę ZOO, to prawda. Z tym, że my byliśmy dla nich co najmniej taką samą atrakcją jak oni dla nas.

    OdpowiedzUsuń
  14. Rozbawiło mnie bardzo Pani ostatnie zdanie. To dobrze że oni też mieli zabawę z tej wizyty .
    Wyleciało mi z głowy pytanie na które, o ile umiem je zadać, zna Pani odpowiedź.
    Nasz czas jest liniowy. Nic się nie powtarza i nic nie wraca.U ludzi , którzy nie dotknęli cywilizacji, czas jest okręgiem. Tak słyszałam. Czy tak jest ? Jeśli tak to czy zdarzyło się Pani otrzymać zapewnienie że natychmiast coś a owo natychmiast dopiero po obrocie koła, po roku się zdarzyło ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie doświadczyłam kolistosci czasu. Głównie przebywam wśród Indonezyjczyków dotkniętych cywilizacją. My mamy zegarki, oni mają czas. Nie spieszą się, nie denerwują w korkach, spokojnie godzinami czekają aż przejdzie deszcz.

      Usuń
  15. Dziwne, że Cejrowski jeszcze tam nie zawitał. Ale dzięki Tobie nic straconego. Dzięki za ciekawą relację.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze, że go nie było. Turyści by przyszli zaraz za nim

      Usuń