poniedziałek, 5 czerwca 2017

Cuda ekonomii

   Indonezyjska ekonomia mnie zadziwia. Azjatycki tygrys ma jedną z najszybciej rozwijających się gospodarek. Nie bez powodu jest członkiem G20. Ale jak to możliwe? Robią wszystko wbrew temu co wiem o ekonomii. Wprawdzie uczyłam się ekonomii politycznej socjalizmu, nie wiem jakim cudem zdałam egzamin, ale przecież pamiętam co to popyt i podaż. Jak to działa w Indonezji? Inaczej.

   Dużo świętują. Ale w urzędach. Wszędzie indziej praca wre 7 dni w tygodniu. Dlatego wokół mnie w mgnieniu oka wyrastają 50 piętrowe wieżowce.  Nieważne, że przy użyciu prymitywnych narzędzi.
   To co pamiętam z pierwszych lat gospodarki rynkowej w Polsce to rozwój handlu, zwłaszcza obwoźnego. Tutaj to kwitnie. Kiedy między samochodami pojawiają się sprzedawcy dóbr wszelakich wiem, że postoimy w korku co najmniej godzinę. Normalnie sprzedają tylko chusteczki. W korku donoszą zimną wodę, zapakowane w woreczki pokrojone owoce, smażone tofu, krupuk (tutejsze chrupki), dmuchane samoloty i inne zabawki. Oczywiście widząc białasa upierają się, że muszę kupić. Tkwią przy oknie póki samochód nie ruszy. Nie wiem dlaczego uważają, że nie mogę bez tego żyć.
Kaki lima. W tle większe przedsiębiorstwa

   Bardziej ucywilizowaną formą są bazary. Czasem stoiska są wprost na ulicy, ale często zajmują kilka pięter w budynkach. Niezwykła jest rejonizacja tematyczna. Cała ulica stoisk ogrodniczych, następna ze sprzętem gospodarstwa domowego, inna ze sprzętem elektronicznym. Wszyscy sprzedają to samo, w tej samej cenie. Jest podaż to i popyt się znajdzie. Zresztą to dość wygodne. Nie muszę jeździć po mieście i szukać. Obchodzę jedno piętro, 100 stoisk i mam czego potrzebuję. Czasem tylko szukam zbyt długo i w gąszczu tego samego zapominam gdzie było najtaniej. Konkurencja? Dziwnie pojęta. Szukałam kiedyś etui do telefonu. Na jednym stoisku było wymarzone, ale cena z kosmosu. Poszłam dalej. Nigdzie nie mieli mojego modelu. Ale w końcu jakiś sprzedawca poszedł do tego pierwszego i sprzedał mi taniej. To normalne. Bierze się towar od konkurenta i sprzedaje jak swój.
   No i nie daj Boże wykazać choćby lekkie zainteresowanie. Towar macany należy do macanta, nawet jeśli był tylko muśnięty wzrokiem. Popatrzyłeś, więc musisz to mieć i jeszcze nie wiesz, że tego potrzebujesz.
   Podejście do podaży i popytu kształtujących cenę też mają dziwne. Mieszkania latami stoją puste, bo właściciel nie obniży ceny. Wydaje mu się, że na tym traci? Traci, ale klienta, bo podaż jest spora.
   Wynajmowanie mieszkań też mnie zadziwia. Niechętnie podpisują umowę krótkoterminową. Nam się udało na pół roku. Krótko się cieszyliśmy. Przy jej przedłużaniu okazało się, że cena wzrosła o 10 %. To norma. Każda kolejna umowa oznacza wyższą cenę. Właśnie mamy za sobą negocjacje.
- Musicie płacić 2 000 000 miesięcznie więcej.
- To może zrezygnujemy z tego i z tego i zapłacimy 500 000 więcej.
- W porządku. Zabierzemy Wam to i to i zapłacicie 3 000 000 więcej
Im klient jest z nami dłużej tym dostaje mniej za większą cenę. I to nie jest tylko moje doświadczenie. 

  Trudno im odmówić przedsiębiorczości.  Sprzedają benzynę w butelkach po coca-coli. Ibu Jamu nosi na plecach kosz z butelkami pełnymi  jamu - ziołowych, tradycyjnych napojów. Tukan kopi rozwozi kawę na rowerze. Kaki lima sprzedaje pyszności z dwukołowego wózka. Pod lampą uliczną (bo jasno) uruchamiają miniaturowy warsztat wulkanizacyjny. Albo szlifują kamienie szlachetne. Otwierają maleńkie biznesy (takie same jak u sąsiada, bo skoro jemu się udało...) w blaszakach, które poza godzinami pracy są ich domem. 
   Nie zrozumiem jak to działa. Ważne, że z sukcesem.

31 komentarzy:

  1. Ech, żeby tak u mnie na wsi, ktoś placki sprzedawał, kanapki może coś innego ze straganu zamiast siedzieć na ławce i rozmawiać, nie wiem o czym dzień cały. Jakąś lemoniadę może przy tym gadaniu sprzedać, zrobić...dobra i złotówka zarobiona ale tradycji nie ma i debilne przepisy sanitarne...a szkoda.

    Nie może Pani skasować tego obrazka i sprawdzania mnie ?...

    OdpowiedzUsuń
  2. Podzielę się z Panią poglądem pana Jarosława Wałęsy, który indagowany na okoliczność pomocy uchodźcom, tak oto ...
    "Ale w jaki sposób pan będzie im pomagał? Odda mieszkanie na kilka lat?
    -To zależy. Może będę włączał się w jakieś grupy dyskusyjne, czy pomoc w finansowaniu ich nauki języka polskiego..."
    Genialna odpowiedź...genialna...grupy dyskusyjne dla uchodźców....ha ha ha ha ....jak ja kocham tych naszych , przedstawicieli narodu....
    Czy ktoś na świecie by na to wpadł ?...chyba nikt...ale jedno jest pewne, inteligencja przejęta po tatusiu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem dość ostrożna w ferowaniu wyroków. Uchodźcy oprócz ucieczki prowadzą normalne życie. Więc kto wie, może grupy dyskusyjne są im potrzebne? Dyskusja to dobry sposób na naukę języka. Ale sądzę, że chodzi raczej o grupy dyskusyjne dla pomagających, np. na temat jak pomagać.
      Nic nie wiem o obrazku. Weryfikacja jest chyba potrzebna. Może być jeszcze moderacja, ale wtedy komentarz byłby długo niewidoczny

      Usuń
  3. Na filmie wygląda to wszystko dość przygnębiająco, jak slamsy. A w podejściu do starych klientów widzę podobieństwo do naszych banków i telefonii komórkowych - dla nowych wszystko i z ukłonem, dla starych nic. Samo życie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skojarzenie słuszne, chociaż to jeszcze nie slamsy.
      Widzisz, już zapomniałam, że i u nas takie chwyty marketingowe się stosuje.

      Usuń
  4. Ewo, ta mała przedsiębiorczość pewnie ratuje ich przed głodem. Ciągle wydaje mi się, że Azja to bieda, a tylko nieliczni są majętni. Na samą myśl, że mogłabym coś zjeść z wózka, robi mi się słabo, kiedy przypomnę sobie jelitową chorobę, która trwała cały tydzień i żadne lekarstwa nie pomagały.
    Serdeczności zasyłam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zarabiają jak umieją. Są biedni (w naszym rozumieniu), ale szczęśliwi.
      Na "wózkowe" bakterie chyba są uodpornieni.
      Pozdrowienia

      Usuń
  5. Przedziwne jest to co piszesz.
    No ale Azja generalnie rządzi się zupełnie innymi prawami.
    Rozumiem, że jak kiedyś stamtąd wrócisz /bo wrócisz - prawda?/ to już z gotową ksiązką.
    Serdecznie i z wyrazami uznania Cię pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, wszystko działa tu zupełnie inaczej. Nie znaczy to, że gorzej.
      Wrócę za rok. Dziękuję za uznanie, ale książki to z tego raczej nie będzie :)
      Uściski i pozdrowienia ślę.

      Usuń
    2. Ewo - czy mogłabyś do mnie napisać na moim blogu podając adres mailowy ????/nie będzie widoczny/
      Chciałabym Cię o coś zapytać a nie wiem na jaki adres mam pisać.
      Dziękuję.

      Usuń
    3. Stokrotko, po prawej stronie jest zakładka "o mnie". Wejdź tam i kliknij "skontaktuj się ze mną". Powinno się udać

      Usuń
  6. Myślę, że z ekonomią socjalizmu nie ma to nic wspólnego, bo nie państwo troszczy się o byt obywateli lecz oni sami. Są mobilni i bardzo przedsiębiorczy.
    Czy wszyscy Azjaci mają to w genach?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli moja wiedza ze studiów na nic się nie przyda?
      Z tymi genami to może być racja. Dobór naturalny, przetrwają tylko najlepiej przystosowane jednostki.

      Usuń
  7. benzyna w butelkach wzbudzała mój zachwyt z jednej strony, a przerażenie z drugiej. Tez nie mam pojęcia jak to wszystko działa, ale skoro działa...hm... może wystraczy ludziom nie przeszkadzać? Nie zabraniać?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Im trudno zabronić. Bo i tak nie słuchają.

      Usuń
  8. Co kraj to obyczaj...Należy uszanować tamtejsze tradycje.

    OdpowiedzUsuń
  9. Myślę, że u nas też się to dzieje, tylko w sposób ukryty pod drobnym drukiem. Tam przynajmniej wszyscy wiedzą jak jest i czego się spodziewać :) Drapieżny kapitalizm ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie nie jestem do końca pewna czy to kapitalizm. Tu nie rynek dyktuje zasady.

      Usuń
  10. Znaczy się, że w Indonezji lepiej nie być stałym klientem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety. Chociaż mają też programy lojalnościowe. Mówiłam, że mnie zadziwiają?

      Usuń
  11. Odpowiedzi
    1. A jednak ludzie tu żyją. Nasz świat nie musi być najlepszy.

      Usuń
  12. Niesamowite. Zrobił na mnie wrażenie ten tekst. A jak ktoś podejdzie tylko popatrzeć i nie zabrał ze sobą pieniędzy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie uwierzą. Bo białas pieniądze ma zawsze i w dużej ilości. Trzeba go oskubać.
      No dobra, trochę podkoloryzowałam. Faktem jest, że są bardzo namolni i przekonani, że chcę coś kupić. Mimo, że nie wiem co to i do czego. Ciężko się czasem uwolnić.

      Usuń
    2. Namolność to okropność. Czyli trzeba wykazywać się dużą, a nawet bardzo dużą asertywnością, a i tak w sumie nie ma gwarancji, że się uda wywinąć od zakupu. ;D

      Usuń
    3. Nawet brak zainteresowania ich nie odstrasza. "Twardym trza być, nie miętkim". Moj mąż niestety asertywny nie jest. Kiedyś nabył chyba 50 widokówek. Bo skoro od jednej dziewczynki kupił, to nie mógł robić przykrości innym. Eh.

      Usuń
  13. Kiedy się tak zastanawiałam, jak Azja działa, doszłam do wniosku, że nie należy przeszkadzać nadmiernymi przepisami (UNIA), a ludzie sobie poradzą, bo przedsiębiorczość jest nieograniczona i wolna. Zachęcam do notowania spostrzeżeń, by wydać książkę, sama chętnie bym kupiła. Pomyśl o tym.
    Zasyłam serdeczności

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację. Chodzi o to, żeby państwo się nie wtrącało.
      Bloga zaczęłam właśnie po to prowadzić, żeby nie zapomnieć. Ale książka? Chyba nie :)

      Usuń
  14. Znam tylko ten kraj z przekazów innych, filmów dokumentalnych, zdjęć. Chociaż inny to kraj, inna mentalność, prawa ekonomii podobne, tak socjalizmu jak i kapitalizmu. Popyt i podaż nie zna granic ani ustroju, działa swoim prawem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawa ekonomii w zasadzie są niezależne. Tu działają jakby inaczej

      Usuń