W Indonezji są dwie pory roku- sucha i deszczowa. Przy czym sucha z wilgotnością powietrza na poziomie 80%. Teraz jest ta druga. Niektórzy twierdzą, że albo pada codziennie, albo cały dzień. Przesadzają oczywiście. Bywa, że cały dzień jest pochmurno, ale pada raz, a dobrze.
Bo indonezyjskie deszcze są bardzo konkretne. Czasem drugiej strony ulicy nie widać. Woda spływa po ścianie budynku jakby się przelewała z wanny. Chodnikiem płynie rzeka. Motocykliści zatrzymują się pod mostami, żeby przeczekać. Co odważniejsi (albo bardziej niecierpliwi) zdejmują buty i jadą w ścianę wody. A piesi?
Wracaliśmy do domu. Zaczynało kropić, ale zostało nam do przejścia tylko jakieś 300 m. Zdecydowaliśmy, że nie chowamy się w pobliskim budynku, bo przecież mamy parasol. Taa... Nie było szans. Schowaliśmy się pod drzewem. Nawet pod nim parasol szybko zaczął przeciekać. Gorzej, pod nogami zaczęła zbierać się woda. Stanęliśmy na kamieniu. Po 5 minutach nie było już widać krawężnika. Trzydziestocentymetrowego. Sytuacja bez wyjścia właściwie, bo chodnik pełen wilczych dołów (niezabezpieczonych, głębokich studzienek kanalizacyjnych), zupełnie niewidocznych pod wodą. Ale stanie w miejscu nie miało sensu. Brnęliśmy więc w ulewie, po kolana w wodzie, próbując przed zrobieniem kroku badać grunt. całe szczęście, że deszcz nie oznacza ochłodzenia. No, może do 28 stopni. W każdym razie katar nie grozi.
Deszcz jest okazją do zrobienia świetnego interesu. Czasem łapie człowieka w centrum handlowym. A przy wyjściu już czekają dzieci ( na oko 8-13 lat) z parasolami. Dzieciaki są bose, albo w japonkach (butów szkoda) i mokre jakby wyszły spod prysznica. Widząc kolejnego bezradnego w drzwiach, wołają "payung, payung" Za drobną opłatą pożyczają parasol, idą za klientem (moknąc oczywiście) do busika, odbierają parasol i wracają. Co ciekawe, bardzo karnie stoją w kolejce, nie przepychają się, nie walczą o klienta.
Ale przecież "jest zima to musi być zimno. Odwieczne prawo natury pani kierowniczko"
I proszę bardzo. Zimno może nie jest, ale jest lodowisko. I śnieg. Nie jakiś tam plastikowy. Prawdziwy, zmarznięty. Jakie to jednak dziwne- baseny mamy tu odkryte, a lodowiska pod dachem. Taki mamy klimat.
Indonezja> a gdzie Ciebie aż tam pognało? Do swego klimatu jesteśmy przyzwyczajeni i tylko czasami pożartujemy sobie; " sorry, taki mamy klimat"a w nim jestem już od kilku dni zakatarzona :) .
OdpowiedzUsuńpozdrawiam :)
Czasami tak wiatr zawieje, że człowiek trafia w dziwne miejsca;) Tu też o katar łatwo, jak człowiek przesadzi z klimatyzacją. Gorąco pozdrawiam
UsuńA ja chciałbym by było jak kiedyś. Jak była zimo i ze śniegiem i mrozem , jak wiosna to wiosna jak w przysłowiach a potem lato umiarkowanie gorące. Po lecie jesień ta nasza piękna złota Polska i z siąpiącym ciągle deszcze na przemian. To co się teraz dzieje z pogodą nie pokoi mnie. Pod balkonem krzaki bzu mają a raczej miały jeszcze tydzień temu pąki a dziś minus czternaście to raczej szlak je trafił
UsuńTeż bym tak chciała. Tęsknię za mrozem szczypiącym w nos, zapachem ziemi budzącej się do życia, nagrzanego słońcem sosnowego lasu, snującymi się nisko jesiennymi mgłami, dymem ogniska i zapachem pieczonych ziemniaków. Za krzakami bzu też tęsknię.
UsuńFajnie bo zupełnie inaczej niż u nas. A u nas dla odmiany 18 stopni mrozu - ale cóż taki klimat
OdpowiedzUsuńI tak lubię. Żeby na oknie mróz kwiaty malował, a ja przy kominku czytam sobie... Eh, życie...
UsuńTeraz są już plastiki więc mróz nie ma szans :) Ale w końcu zima to zima... Tylko jeszcze śniegu brak
UsuńU mnie minus 19, kwiatki są na okienku pobliskiej szopy. Zatem nie wiadomo, co lepsze, Czy ulewa, czy mróz. Wszędzie dobrze, a i tak człowiek niezadowolony. Podobają mi się te baseny odkryte, a lodowiska pod dachem. Z tego widać, że zimna nie lubię, bo kominek nie całkiem dogrzeje. Serdeczności zasyłam.
OdpowiedzUsuńMoje indonezyjskie koleżanki nie wierzą w taką temperaturę. "Przecież to zimniej niż w zamrażarce". Jak lubisz ciepło to zapraszam tutaj
UsuńTaką ulewę jak z twojego opisu to przeżyłam parę razy w Polsce, na szczęście latem, więc zimno nie było. Nie przepadam za codziennym deszczem, nie lubię moknąc, więc pora deszczowa nie dla mnie. Ale z drugiej strony dla egzotyki i poznawania świata może mogłabym się przyzwyczaić. Te dzieciaki zaradne bardzo, koleżanka opowiadała mi, że gdy była we Włoszech i zanosiło się na burzę kupiła szybko w sklepie parasol, a kiedy zaczęło padać nagle, jak spod ziemi wyrośli sprzedawcy z ręki i proponowali parasolki za pół ceny...
OdpowiedzUsuńTu się nie moknie, tylko przeczekuje. Ba, deszcz jest świetnym usprawiedliwieniem dla spóźnienia, albo nawet niepojawienia się na spotkaniu
UsuńA u mnie pierwszy śnieg w tym roku. I to wcale nie plastikowy :)
OdpowiedzUsuńKlimat zdecydowanie nie dla mnie. Wysoka temperatura z wysoką wilgotnością "pachnie" licznymi owadami ;)
Nasz śnieg też najprawdziwszy.
UsuńOwadów nie jest specjalnie dużo, bo są systematycznie trute. zwłaszcza komary, które lubią człowieka zarazić dengą. Moje 24 piętro jest dla nich za wysoko, więc przynajmniej w domu czuję się bezpieczna. Miewam za to inne żyjątka. Termity na przykład.
Taki klimat :) super , dobrze,że ciepło , to ten deszcz może być przyjemny :)
OdpowiedzUsuń