niedziela, 23 października 2016

Australijskie puzzle. Ludzie

   Czym byłoby miasto bez jego mieszkańców? Poznawanie ludzi jest najciekawsze w podróżowaniu. I chociaż kilkudniowy pobyt nie daje okazji do bliższych relacji, to kilka obserwacji poczyniłam.


   W Adelajdzie jakoś bardziej niż gdzie indziej zwracałam uwagę na urodę ludzi. Mężczyźni o ogromnych gabarytach. Wygląd drwali, ale niestety otyłych. Kilka razy miałam obawy czy się nie zaklinują w fotelu.
   Kobiety o pociągłych twarzach. Są wysokie, ale na stosunkowo krótkich nogach. Budowa gruszki- wąskie ramiona, małe piersi i szerokie biodra. Właściwie nawet nie biodra tylko uda, tzw. bryczesy.
   Dzieci. Zadziwiające jak dorosłe twarze mają. Nie wiem czy to kwestia spiczastej brody i sporego nosa. Ale te twarze zupełnie nie pasują do dziecięcych ciałek.
   Wszyscy bardzo przyjaźni. Uśmiechają się, zagadują, starają się pomóc. Chociaż rozmowa z nimi nie jest łatwa. Mówią dość niedbale. I nie jest to tylko wina dziwnego dla mnie akcentu czy innej wymowy. Często bełkoczą, a kiedy się ich prosi o powtórzenie, mówią to samo bardzo wyraźnie. Opowieści naszego przewodnika rozumiałam doskonale kiedy mówił do nas. Jego rozmowy z innym Australijczykiem nie rozumiałam w ogóle!
  Są bardzo uprzejmi. Krótka rozmowa w windzie nie kończy się  zwykłym "Bye!". Dodają "Have a good day" albo "Enjoy your trip". Kierowca autobusu nie tylko spokojnie wyjaśnia pasażerom jak mają dojść do swojego celu, ale jeszcze dodaje "Take care!". I zawsze przepraszają kiedy kogoś niechcący potrącą.

Adelajda. Flaga Aborygenów bok australijskiej.
  Aborygeni. Prawdziwy, wstydliwy australijski problem. Niechętnie o tym mówią. Moje australijskie koleżanki uciekają od tematu. W idealnym społeczeństwie nie ma równości. Tubylców się nie szanuje. Zabrano im ziemię, świętości, pracę. Nie bardzo chcą się zasymilować. Mają swoje tradycje, wierzenia, zwyczaje. Powoli zaczyna się to doceniać, próbuje nadrobić lata zaniedbań. Powstają  ośrodki kultury, instytucje pomocy, projekty mające ocalić resztki tradycji . Rękodzieło jest chętnie kupowane. Wiele godzin spędziłam w muzeum słuchając opowieści oryginalnych mieszkańców o ich zamierających zwyczajach. Wstrząsające świadectwo świata zniszczonego przez jakoby światłych przybyszów.
   W Sydney tubylca widziałam  jednego. W Canberrze też tylko kilku w Parlamencie, chociaż przed budynkiem stoi Polowa Ambasada Aborygeńska. Tak, we własnym kraju muszą mieć ambasadę, żeby walczyć o swoje prawa. 

Ambasada w Canberrze. Premierem był wowczas Abbott.

Jedyny Aborygen w Sydney. Zdjęcie robione z daleka.
   Dużo ich było w Darwin. Siedzieli w grupach na trawnikach, murkach, nudzili się. Byle jak ubrani, brudni, zaniedbani. Wieczorami prosili o pieniądze, pijani awanturowali się. Na pewno bezrobotni, niewykluczone, że bezdomni. 
   Wielu spotkałam w Adelajdzie. Zupełnie inni. Właściwie- po prostu tacy jak wszyscy. Porządnie ubrani, załatwiający swoje sprawy. 
   W Adelajdzie smutny widok przedstawiali bezdomni. Poowijani kocami, przykryci tekturami, leżący przy wejściach do sklepów. A noce wcale ciepłe nie były.

CDN

19 komentarzy:

  1. Smutne to, co piszesz. Cywilizacja białego człowieka nie zostawiła dobrego świadectwa o poczynaniach na nowych lądach. Miałam jednak nadzieję, ze w dzisiejszych czasach wygląda to inaczej. W sumie mało wiemy o Aborygenach, ja niestety tylko z filmów fabularnych, niewiele jest filmów dokumentalnych na ten temat lub na takowe nie trafiłam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety do dzisiaj niektóre narody czują się lepsze. Właściwie bez powodu. Bo Australijczycy, ci niby lepsi nie wytworzyli jakichś swoich tradycji. Jako własną sprzedają kulturę Aborygenów, równocześnie negując ich istnienie

      Usuń
  2. To musi być haniebny problem dla Australijczyków. To znaczy problem Aborygenów. Z pewnością zostali skandalicznie potraktowani.
    Dziękuję Ci bardzo za tę relację.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda. Wstydzą się tego co zrobili ich przodkowie. Ale sami nie robią nic konkretnego, żeby sytuację zmienić. Głównie pozorują działania

      Usuń
  3. W podróżach zawsze najciekawsze są spotkania z ludźmi, obserwacje. Zabytki są takie same, niemal zawsze, ludzie ciągle się zmieniają...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem tego samego zdania. Budynki to tylko budynki, nie są interaktywne. Właściwie wystarczy obejrzeć zdjęcia, żeby je znać. Ludzie, to oni są clou wszystkiego

      Usuń
  4. Ta serdeczność Australijczyków jest bardzo powierzchowna i na pokaz. Taka ichniejsza poprawność polityczna. Na co dzień praktykowane jest donoszenie i nikt tego nie uważa za przejaw nielojalności. Przestrzeganie prawa jest traktowane bardzo rygorystycznie, co momentami bywa zabawne, bo na siebie samych też donoszą ;) O Aborygenach napisałaś tak jak jest: w tej chwili stali się "problemem". Głównie mieszkają w gettach, rezerwatach znaczy. Lub w więzieniach, przede wszystkim za narkotyki, alkohol i bójki.
    Ja długo nie mogłam zrozumieć, tłumaczonej mi przez przyjaciółkę, australijskiej mentalności, aż do momentu bezpośredniego spotkania z nią. W sumie nie może narzekać, bo zrobiła tam sporą karierę (mieszka w A. od 1986r.), ale zaaklimatyzować się mentalnie nie umie. I ja ją (już teraz :) ) rozumiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też miałam przekonanie, że uprzejmość jest powierzchowna. Ale w Adelajdzie odniosłam zupełnie inne wrażenie. Oni naprawdę się interesowali jak mi minął dzień. Wiesz, jak ktoś się zatrzymuje i przez 10 minut opowiada mi o ptakach, ktore akurat fotografuję, to raczej nie robi tego na pokaz.
      Aborygeni, jako całość są w bardzo złym położeniu. To taki zamknięty krąg, ciężko się z niego wyrwać
      O restrykcyjnym przestrzeganiu prawa już kiedyś pisałam. Z naszego punktu widzenia donoszenie jest nielojalnością, dla nich wręcz przeciwnie. Informując o tym co jest wbrew prawu wspomagają prawidłowe funkcjonowanie państwa.

      Usuń
    2. To prawda. Kiedyś Australia była więzieniem i z tej przeszłości kulturowej nadal korzysta :)

      Usuń
    3. Nie chciałam tego nazywać tak dosłownie :)

      Usuń
    4. Nie chciałam tego nazywać tak dosłownie :)

      Usuń
  5. Eh...nierówność społeczeństw na świecie...To boli mnie najbardziej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie czarujmy się, równości nie będzie. Ale równe traktowanie, dawanie takich samych możliwości jest możliwe do osiągnięcia

      Usuń
  6. Wstydliwy problem braku asymilacji dotyka także Europę. Nie umie, a właściwie nie chce rozwiązania spraw dot. uchodźców. Najłatwiej utworzyć getta na obrzeżach i dać jedzenie. Sumienie czyste i jeszcze zadowolenie własne zapewnione, proszę, jacy to jesteśmy wspaniałomyślni. Uczymy ich, że papu spada z nieba, dorośli nie muszą pracować, dzieci nie muszą chodzić do szkoły itd. Potem się dziwimy, że piją, rozrabiają z nudów i nie umieją się odnaleźć we wspólnocie. Co jest z nami nie tak?
    Serdeczności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście problem jest podobny. W Australii to biali byli przybyszami. Nie chcieli się zasymilować, przyjąć zwyczajów tubylców czy choćby tylko do nich dostosować. Zepchnęli ich na obrzeża i do rezerwatów. Oby Europejczyków nie spotkał los Aborygenów.

      Usuń
  7. Ludzie zawsze interesują turystę. Porównujemy z nimi swoje życie, szukamy tego co nas różni,a co łączy.
    Pozdrawiam Ewo serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak napisał wyżej Hegemon- budynki są niemal zawsze takie same. Ale ludzie, którzy je stawiali już nie.

      Usuń
  8. Jak widać bezdomność to dzisiaj problem światowy. A wszystkiemu winien... kapitalizm.

    Mnie w podróżach najbardziej pociąga przede wszystkim przyroda i architektura a dopiero potem ludzie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Są miejsca (kraje o ciepłym klimacie) gdzie łatwiej być bezdomnym. Czasem winien kapitalizm, a czasem to wybór stylu życia.

      Usuń