Miejsce zupełnie inne niż jakiekolwiek znane mi w Indonezji. Jest oczywiście hałas uliczny, są korki jak wszędzie, jest brud i bieda.
Ale są też oazy spokoju, piękne miejsca, po których godzinami można spacerować i się nimi delektować. To co jest naprawdę niezwykłe to brak nawoływań muezzinów.
Bo Bali jest wyspą w większości hinduistyczną. I to czyni niezwykłą atmosferę. Świątynie, świątynki, kapliczki spotyka się co krok. Posążki najróżniejszych bóstw, strażnicy domostw. I ofiary, składane rano i wieczorem. Nie tylko w kapliczkach. Także przy wejściu do sklepu czy restauracji, albo na chodniku przed kramem.
Nie wiem czy hinduizm to religia politeistyczna. Bo wprawdzie bóstw jest wiele, ale wszystkie są wcieleniem jednego boga. Hinduizm balijski ma też cechy kultów animistycznych. Byliśmy w Świątyni Nietoperzy i w Świętym Małpim Gaju.
Co mnie najbardziej urzeka? Przywiązanie do tradycji. Balijczycy z dumą noszą swoje tradycyjne stroje. Do świątyni wpuszczają tylko w sarongu. I nie chodzi o zakrycie gołych nóg. Po prostu trzeba mieć strój tradycyjny.
Do tego muzyka i taniec. Znowu związane z religią.
Tak, można się zauroczyć.
Świetny wpis :) Miałam dziś nadrobić zaległości w odwiedzaniu blogów, a tu utknęłam u Ciebie i nie mogę się oderwać od czytania :)
OdpowiedzUsuńOch, dziękuję. Ja muszę ze dwa popołudnia poświęcić na przeczytanie Twojego. Nie ukrywam, że bardzo mi się podoba :)) Pozdrawiam
Usuń