niedziela, 24 listopada 2019

O wpisie, którego nie było.

   Usiadłam przed komputerem, żeby wreszcie coś napisać. Ale najpierw pozaglądałam do blogów dawno nieodwiedzanych. Wdałam się w dyskusję. Byłam poruszona bardzo. Wciąż jestem. I dlatego napiszę o czymś zupełnie innym. W tej chwili ważniejszym.

   Czy można wierzyć we wszystko co usłyszymy, przeczytamy? Nie można. Zwłaszcza, jeśli jest to historia z drugiej, a nawet trzeciej ręki. Musimy patrzeć krytycznie. Szukać kontekstu wydarzenia, rozważać przyczyny, a nie tylko ubolewać nad skutkami. Trzeba być sceptycznym i dociekliwym. 
   Ktoś mi opowiadał, że na Bali ludzie rozkładają na chodnikach kwiaty. Kładą je w miejscach, w których wydarzyło się coś przyjemnego, dostali dobrą wiadomość. Byłam sceptyczna. Kiedy poleciałam na wyspę okazało się, że rzeczywiście leżą kwiaty, codziennie nowe. I nie tylko kwiaty. Są też cukierki, papierosy i dziwne monety. Zaczęłam dociekać. Są to hinduistyczne ofiary. Nie składa się ich w miejscach przypadkowych. A już na pewno nie w miejscach związanych z dobrą nowiną. Te leżące na chodnikach są składane przed wejściem do sklepów, mają zapewnić dobry biznes. 
   Turyści przyjeżdżają na krótko. Widzą tylko jakiś fragment życia tubylców, zupełnie przypadkowy. interpretują go na swój sposób, dopisując wyjaśnienia według własnego rozumienia świata. W dodatku wydaje im się, że tak jest codziennie. Bo kiedy oni odwiedzali jakieś miejsce, nie można było wejść do środka. I posyłają w świat informację, że tego miejsca zwiedzać nie można. Albo, że przy którejś świątyni zawsze są słonie. A ja tam nigdy słonia nie widziałam! 
  Ale najgorsze co można zrobić to przykładać naszą, europejską miarkę, oceniać i okazywać wyższość. Niby czemu jedzenie nożem i widelcem jest lepsze od jedzenia pałeczkami? Albo łyżką i widelcem? Na czym polega wyższość spania w łóżku od spania na macie? 
   Chyba muszę napisać co konkretnie mnie wczoraj wzburzyło. Był to opis życia na pewnej wyspie, podany na podstawie książki. Dość okropny opis dodajmy. Wzbudził bardzo nieprzychylne komentarze. W stylu " Jak można tak żyć? Takie rzeczy w XXI wieku?" Znowu byłam sceptyczna i dociekliwa. I co się okazało? Autorka książki nigdy na opisywanych wyspach nie była. Opis musiał się zmieścić na jednej stronie, siłą rzeczy jest więc krótki. I sprowadza się do tego co pisarkę akurat najbardziej poruszyło w historii wyspy, czy z jakiegoś powodu pasowało do projektu. Co więcej, wcale nie chciała ona pokazywać rzeczywistości. Jej zdaniem "rozróżnienie między faktem a fikcją nie jest tak jasne, jak nam się wydaje"! Cel osiągnęła. Okrutne fakty, mające miejsce w odległej przeszłości zostały potraktowane przez czytelników bloga jako współczesność wyspy. I ocenione z europejskim poczuciem wyższości.

28 komentarzy:

  1. Zerknęłam na dyskusję i mam tylko jedna uwagę - piszesz, że nazwanie kogoś okrutnym to ocena, być może, ale każdy z nas ma jakiś system wartości, którym sie kieruje i to odróżnia nas od zwierząt. Lwa nie nazwę okrutnym, bo poluje z głodu...
    Niewielu z nas ma możliwość podróżowania w takim zakresie jak Ty i nasza wiedza pewnie jest powierzchowna, ale nawet u pana Cejrowskiego wyczuwam niestety pogardę do ludów, które odwiedza, przestałam oglądać jego programy, bo drażni mnie swoimi uwagami. Kiedys jego komentarze do filmów były inne, bardziej obiektywne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego proszę, żeby nie przykładać własnej miarki. Wiesz, że tamte matki, nazwane okrutnym, nie zabijały dzieci dla przyjemności. Taka była konieczność, dzięki temu społeczność mogła przetrwać. Trochę jak żydowskie matki duszące niemowlęta płaczące w kryjówce. W imię ocalenia pozostałych. Czy nazwiemy je okrutnymi? Przykładamy naszą miarkę...
      Cejrowski jest żenujący. Nie znoszę kiedy wyśmiewa zwyczaje ludów prymitywnych.

      Usuń
    2. To trudna sztuka, cały czas się tego uczę.
      Podobnie bywa z aborcją, dla wielu jest to zły wybór, ale to wybór kobiety, za którą życia nie przeżyjemy...
      Życie nie jest czarno-białe i nigdy nie wiemy, w jakiej sytuacji się znajdziemy.

      Usuń
    3. O, o aborcji na wyspie też było. Tamtejsze matki musiały wybierać mniejsze zło. I to one ponosiły konsekwencje. Nie wiemy czy wygodne są cudze buty póki się w nich nie znajdziemy. I nie wiemy jak byśmy postąpili, póki życie nie postawi nas przed trudnym wyborem.
      Mam tendencję do usprawiedliwiania innych. Nie zawsze dobrze na tym wychodzę. Ale lubię spojrzeć na sprawy z różnych punktów widzenia.

       

      Usuń
  2. To się nazywa artefakty. Jeśli ktoś np. był przejazdem w Paryżu i obsługiwał go łysy kelner, opowiada, że francuscy kelnerzy są łysi.
    Ale faktycznie dobrze jest, pisząc, opierać się na sprawdzonych źródłach. Dlatego głównie piszę o tym, co mnie osobiście spotkało ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Analiza artefaktów kultury polega na tworzeniu niezliczonych interpretacji. Czyli dokładnie odwrotnie. Można opisać jakieś zjawisko (nawet zasłyszane), ale jego interpretacja nie może być pochopna.

      Usuń
  3. Dlatego nie lubię się wypowiadać na temat innych kultur. Coś co dla jednych jest normą dla innych może być odrażające i niezrozumiałe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że sporo zależy od stylu w jakim się wypowiadamy

      Usuń
  4. Zostawiłam komentarz na tamtym blogu, więc czuję się wywołana do tablicy ;-)
    Zgadzam się z Tobą, że zbyt pochopnie wypowiadamy opinie o różnych zjawiskach i mierzymy wszystko własną miarką.
    Może gdyby autorka tamtego bloga podała więcej informacji, np. pełny tytuł książki lub kiedy książka została napisana, to i komentarze byłyby inne. Nie wszyscy czytelnicy są tak dociekliwi jak Ty.
    Zupenie inną kategorię stanowią według mnie turyści, którzy osobiście jadą gdzieś, doświadczają czegoś na własnej skórze, ale nie mając dostatecznej wiedzy o danym kraju interpretują te zjawiska po swojemu, według własnej miarki, własnej kultury. I często z wyższością. Może po prostu zbyt mało mają kontaktów z innymi kulturami i niedobre wzorce (np. wspomniany wyżej p. Cejrowski. Od siebie dodałabym też p. Wojciechowską - nie znam wszystkich jej programów, ale w tych, które obejrzałam też traktowała inne kultury według swoich europejskich standardów).
    Dość często spotykam się z tym na różnych blogach czy vlogach dotyczących Japonii, które podczytuję i podglądam. I przeraża mnie, że te nieprawdziwe czy zniekształcone informacje przyjmowane są przez czytających/oglądających za jedną jedyną prawdę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Wojciechowska też to ma.
      Pociesza mnie, że Ty też zauważasz zjawisko "kreatywnego tuszowania niewiedzy". Ja rozumiem kreację artystyczną, licentia poetica itp. Ale obowiązuje jakaś odpowiedzialność za słowo. Autor powinien jakoś dać znać czytelnikom, że to co pisze, to fikcja

      Usuń
  5. W sumie to nie są proste sprawy, problemy. Ja staram się być, oczywiscie jezeli jest to mozkiwe, obiektywna. Serdeczne pozdrowienia znad sztalug malarskich przesyła Krysia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bycie obiektywnym jest trudne. Zwłaszcza, jeśli nie ma się wszystkich danych, a autor gra na emocjach

      Usuń
  6. Brak tolerancji, uogólnianie, niekompetencje są naszą cechą, niestety Ewo.Uściski z Polski ślę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aż tak bym nie uogólniała ;)
      Czasem przydałoby się trochę tolerancji dla inności. I zastanowienia przed ferowaniem wyroków

      Usuń
  7. No niestety, większość czytelników takich blogów łyka wszystko jak pelikan... taaaaa... ja chyba też do nich należę. To wszystko przez to, że nie jestem dociekliwa, nad czym ubolewam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I niech łyka. Odpowiedzialność moim zdaniem leży po stronie serwujących, hm..., niewiedzę.

      Usuń
  8. Internet ma to do siebie, że czasami nieprawdę bierzemy za prawdę, bez sprawdzenia. Lubię Twoje posty, bo nie tylko przedstawiasz jakąś historię, ale tłumaczysz skąd wziął się konkretny zwyczaj. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wygląda na to, że jestem dziwna, bo dociekliwa. Po prostu lubię wiedzieć "Jak to jest zrobione"

      Usuń
  9. Ludzie często nie są złożliwi, tylko zbyt leniwi, zby samodzielnie myśleć! Kierują się stereotypami, bo tak prościej i stawia ich to o szczebelek wyżej...Sama doświadczam ostatnimi czasy często takiego postrzegania Polaków przez Niemców...Zawsze sie to skądż bierze!Sami musimy obalać te mity, jest co robić...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się z Tobą. Poczucie wyższości pozwala oceniać innych. Tych gorszych...

      Usuń
  10. Nie znam historii stanowiącej Twój punkt wyjścia, ale w czasie, gdy czytałam Twój wpis po raz pierwszy, własnie byłam far far away. I stale miałam w głowie kilka myśli - pokora, szacunek, i wyłączenie europocentryzmu. Będę pewnie o tym u siebie pisać, i będą to moje refleksje, a nie prawda objawiona. I cokolwiek tu napisałaś - podpisuję się.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Punkt wyjścia jest właściwie mało istotny. Bo to się zdarza bardzo często niestety. Ale jeśli chcesz to prześlę Ci link na priv.
      Długo Cię nie było. Fajnie, że wróciłaś

      Usuń
  11. Zasadniczonie ma najmniejszego znaczenia jak jest, jakie są fakty, jakie mają , lub są bez znaczenia. Ważne by być w stadzie i by stado nas przyjęło.Wódz stada zaryczy i stado powtarza. Zabawne jest ,że każdy może zostać wodzem stada i można to robić na zmianę. W internecie są stada wędrujące. Wędrują od jednej do drugiej sztuki w stadzie becząc wszędzie jednako.Tworzą wrażenie ogromu, wielkiego tłumu i gdy ktoś obcy zerka z boku...o kurcze....jakie wielkie stado, pewnie dają coś dobrego....a tam nic nie dają, po prostu stado przemieszcza się od jednej owcy do kolejnej.
    Kloszard robił kiedyś eksperyment. Jak mieć mnóstwo znajomych i mnóstwo komentarzy. Wystarczyło becześ gdzie się da i jak się da ale tak jak inni, nie odstawać i momentalnie przybyło mi widzów, czytelników, przyjaciół.Wystarczy nie reagować na komentarze, nie sikać pod każdym drzewkiem a nie daj Bóg mieć własne zdanie i momentalnie stado idzie gdzie indziej.
    Prosze mnie nie podejrzewać ,że to co napisałam jest prawdą obiektywną, to moje postrzeganie i moje refleksje.
    Dziękuje Pani autorce za ciekawe rozważanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akurat mam bardzo podobne spostrzeżenia.
      Bardzo dziękuję.

      Usuń
  12. ...już cisza...co chyba dobrze świadczy. Nawet jeśli zachowania stadne powrócą, być może ktoś odkryje w sobie ,że :"moje ja" moje i tylko moje jest wartością .Komunizm, Faszyzm, Lgbtyzm,prowadzą do nieszczęścia.Do zamordowania jednostki w imię stada....z tym że zawsze zostaja (powtarzam za Orwelem) świnie równe i równiejsze czego stado stara sie nie dostrzegać.

    OdpowiedzUsuń
  13. Z ciekawością i z wielką przyjemnością przeczytałam cały artykuł. Mam takie same odczucia. Uznawanie za słuszne, mądre jedynie własnych poglądów i obyczajów, patrzenie z perspektywy własnego mikro-środowiska, niestety, nie należy do rzadkości.
    Brak odpowiedzialności za słowo rozszerza się (takie mam wrażenie). Zadziwiające jest to, że im mniej wiedzy, tym więcej pewności. Turyści przebywający krótko w jakimś kraju czy regionie, wypowiadający się autorytatywnie o całości to, niestety też niemały procent. Smutne jest to, że czytający zbyt często bezkrytycznie przyjmują do wiadomości serwowane im "fakty".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trudno jest przyjąć inny punkt widzenia. I to rozumiem. Ale potępianie cudzych obyczajów, bez próby ich zrozumienia to głupota.

      Usuń
  14. Lubię, gdy ludzie starają się w drugim człowieku zobaczyć i zaakceptować - człowieka ze wszystkimi jego zwyczajami, z religią, sposobem spędzania czasu itd. Nie lubię kategorycznych ocen.

    OdpowiedzUsuń