piątek, 6 listopada 2015

Festiwal literacki

   W zeszłym tygodniu miałam przyjemność uczestniczyć w Ubud Writers & Readers Festival. Imprezie, która powstała jako pomysł na zachęcenie turystów i napędzenie gospodarki po zamachach na Bali w 2002 roku. I po 12 latach jest to podobno największe wydarzenie literackie w południowo- wschodniej Azji.
Scena w Ubud Palace, przygotowana do Gali Otwarcia
Rzeczywiście- rozmach ogromny. Ponad 160 autorów z 25 krajów (głównie z Australii jednak), niezliczona rzesza czytelników i 220 niezwykle interesujących wydarzeń (panele dyskusyjne, obiady literackie, wędrówki kulturalne, warsztaty, filmy, wystawy, och!)
   Nie ukrywam, że nazwiska pisarzy niewiele mi mówiły. Owszem, czytałam Anchee Min. Słyszałam o Hyeonseo Lee- uciekinierce z Korei Północnej. I oglądałam "Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie", a twórca tego programu był jednym z zaproszonych pisarzy. Ale o tym później.


   Festiwal rozpoczął się Galą Otwarcia w Ubud Palace, miejscu bardzo urokliwym. Przepiękne Balijki obsypały nas kwiatami w tańcu powitalnym.
Balijski taniec powitalny
 Oczywiście były przemówienia, podziękowania, oficjalne uderzenie w gong.
Jeden z pisarzy, w towarzystwie oficjeli i dyrektorki festiwalu- Janet Deneefe uderza w gong.
 I wspaniały taniec, przedstawiający myśl przewodnią festiwalu "17 000 Islands of Imagination". Tyle właśnie wysp liczy Indonezja. A każda jest inna i niepowtarzalna.










  

  Polską literaturę reprezentował Wojciech Tochman. Dziennikarz i reportażysta. Założyciel Fundacji "Itaka". Autor "Jakbyś kamień jadła"- o powojennej Bośni, "Dzisiaj narysujemy śmierć"- o ludobójstwie w Rwandzie i "Eli, Eli"- o slumsach w Manili. Przejmująco opowiadał o tych książkach. I o tym dlaczego je pisze. Mówił o pojednaniu kata i ofiary, o wybaczeniu i pamięci. Wspomniał też o uchodźcach syryjskich. I wzbudził podziw słuchających Australijczyków: "Mała Polska przyjmie aż 7 000?" Tak, takie właśnie globalne tematy były poruszane podczas spotkań z pisarzami.

   Bogaty był program filmowy, skoncentrowany na Indonezji. Obejrzałam piękny dokument o tradycyjnych latawcach balijskich. Mają one 4-5 metrów! Ich tworzenie to praca grupowa i jak wszystko na Bali trochę mistyczna.
  Poruszył mnie film o Dajaku , wracającym po latach do miejsca swego urodzenia, nieistniejącej już wioski. Dajakowie to plemię zamieszkujące lasy Borneo i mające coraz mniej miejsca do kultywowania swego tradycyjnego stylu życia. Bo lasy są wycinane pod plantacje palm olejowych...
  Widziałam też zrekonstruowane filmy nieme, z początków zeszłego wieku "Bali 1928". Jak niewiele się zmieniło! Balijczycy dbają o swoje tradycje. Otoczenie, gadżety się zmieniają, a ich życie wygląda wciąż tak samo.



   Interesujące były warsztaty "Language of offerings", związane z wierzeniami balijskimi. Dowiedziałam się co oznaczają hinduskie ofiary, gdzie i kiedy się je składa, jak się je tworzy. Ba! Nawet sama, własnoręcznie takie wykonałam! Ale o tym następnym razem.

       

12 komentarzy:

  1. O Indonezji przeciętny Polak niewiele wie. Nawet ci, którzy jeżdżą tam, najczęściej znają świat, który skupia się wokół luksusu pokoi hotelowych i złotych plaż. Czekam z niecierpliwością na każdą Twoją notkę. Dobrze, że i Polskę tam poznają. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie tylko Polak niewiele wie. Dla Japończyków Indonezja to też tylko Bali. A o hotelach balijskich chyba też napiszę. Polskę i Polaków staram się na co dzień godnie reprezentować :)) Serdeczności.

      Usuń
  2. Ależ ciekawy blog i wspaniałe zdjęcia.
    Przyciągnął mnie tytuł bloga.
    Ja też mam w tytule podróże, ale piszę o różnych sprawach.
    Myślę, ze zatrzymałam się u Ciebie na stałe. Mogę?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję i zapraszam. Rozgość się. Życie jako takie jest podróżą, czyż nie? A to, że akurat bywam w różnych miejscach to przypadek.

      Usuń
  3. Wow, bardzo zazdroszczę, tyle różnych form, tyle atrakcji i niespodziewany akcent polski. Bardzo spodobała mi się przewodnia myśl festiwalu, która już sama w sobie wiele obiecuje. Fajnie, że zamieściłaś te wszystkie zdjęcia, bije z nich energia i te kolory! czekam więc na ciąg dalszy....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Atrakcji było tyle, że niemożliwe było spróbowanie wszystkiego. Także za względów finansowych, niestety. Najbardziej pociągał mnie program dziecięcy, ale trochę się wstydziłam ;)

      Usuń
  4. bardzo barwna opowieść, bez turystycznego zadęcia.
    mam takie postanowienie, podjęte już dość dawno temu, że któregoś dnia zawitam w te rejony i pozostanę tak długo, jak tylko się da.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo to wbrew nazwie nie jest blog turystyczny. Tak się trafiło, że jestem gdzie jestem, to sobie piszę ;) Pozdrawiam

      Usuń
  5. Indonezja to barwny kraj, mało znany Polakom. Cieszę się, że mogę poznać ciekawe rzeczy o tamtej części świata i to przedstawione okiem i sercem Polki. Zdjęcia piękne.
    Pozdrawiam Ewo serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mało znany, bo daleki. Ale skoro już tu jestem, to staram się poznać jak najwięcej.

      Usuń
  6. Napatrzeć się nie mogę na kolory, szczególnie na przecudnej urody parasolkę na przedostatnim zdjęciu. Z tego co wiem, to w Indonezji mieszkają ludzie różnych wyznań, ciekawi mnie jak to jest z wzajemną tolerancją religijną. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tolerancji pisałam jakiś czas temu. Ale planuję jeszcze o tym opowiedzieć w najbliższym czasie. Serdeczności

      Usuń