Uroczystość miała się zacząć o 9, w bazie morskiej 120 km od Jakarty. Musieliśmy wyjechać o 5, czyli wstaliśmy razem z porządnymi muzułmanami, zanim jeszcze rozpoczęły się wezwania na modlitwę. O tej porze na autostradzie był już spory ruch, ale bez korków. Do czasu...
Kłopoty zaczęły się tuż za końcowymi bramkami. Dwa pasy zamieniły się w jeden. Nie pomogło nawet zamknięcie ruchu w przeciwnym kierunku. Rzesze ludzkie zmierzające do portu samochodami, na motocyklach i pieszo, były nieprzebrane. Co chwila mijały nas kolumny uprzywilejowane, do których dołączaliśmy skrupulatnie, jeśli tylko mieliśmy pole manewru. Nasza naklejka VIP na szybie nic nie ułatwiała. Po 2 godzinach tkwienia niemal bez ruchu w korku, bez wiedzy jak daleko mamy do celu dostaliśmy informację, że prezydent kraju, też nie jest w stanie pokonać tego zatoru. Wysiadł z samochodu i zrobił sobie 2 km spacer. Nie mogliśmy być gorsi. Wprawdzie nasze stroje były mało spacerowe, ale co robić. Było po deszczu. Pobocza spływały błotem. Wilgotność powietrza bliska 100%. I my w odświętnych strojach przeciskający się między ludźmi i samochodami. Dotarliśmy na miejsce tuż po rozpoczęciu uroczystości, podczas składania meldunku panu prezydentowi. Byliśmy kompletnie przemoczeni, spływający potem, jedyne o czym myślałam to zimny prysznic. Na szczęście czekały na nas butelki z wodą i przegryzki.
Po meldunkach zgromadzone na placu oddziały odmaszerowały (a właściwie odbiegły) i zaczęło się przedstawienie. Była to opowieść o generale Sudirmanie, o tym jak walczył z holenderskim najeźdźcą, ukrywał się wśród ludu i w końcu zwyciężył. Bardzo sugestywna opowieść, z samolotami bombardującymi partyzanckie oddziały, z wybuchami, wreszcie z zastrzeleniem zdrajcy.
![]() |
Generał Sudirman i prezydent Sukarto |
![]() |
Sile ręki betonowa wieża się nie oprze |
No i wreszcie defilada. Defilowały okręty (łącznie z łodziami podwodnymi), samoloty, czołgi i inne pojazdy. Maszerowała piechota. Każdy oddział w mundurach w innym kolorze. A za oddziałem orkiestra. O tyle interesująca, że biedni werbliści byli poprzebierani. Mieli pełne stroje morsów (czy innych delfinów) albo tygrysów, nurków, pilotów. Biedacy! I jeszcze tłukli w tym upale w werble!
Ale to nie koniec imprezy. Punktem kulminacyjnym była ceremonia Tumpeng. Na platformie wjechała ogromna góra (właściwie stożek) żółtego ryżu. Imam odmówił załamującym się głosem wzruszającą modlitwę. Było to tak sugestywne, że miałam łzy w oczach chociaż rozumiałam niewiele. Domyślam się, że jak zawsze przy tej ceremonii dziękował za opiekę i prosił o błogosławieństwo. I już prezydent Jokowi mógł nakładać ryż na talerze częstując wszystkich ( czyli najbliżej stojących oficjeli, zaproszeni goście dostali lunch w pudełkach, a lud musiał się zaopatrzyć we własnym zakresie).
![]() |
Prezydent Joko Widodo nakłada ryż |
Następnego dnia okazało się, że opuściliśmy imprezę w idealnym momencie. Koleżanka przed wyjściem poszła jeszcze do toalety. Wystartowała jakieś 15-20 minut po nas. Droga powrotna zabrała jej o 4 godziny więcej niż nam.
Niesamowicie ciekawe to wszystko.
OdpowiedzUsuńSerdecznie Ci dziękuję.
Całą przyjemność (i trudy też) po mojej stronie
UsuńObejrzałam zdjęcia, najbardziej imponująco wyglądali marines w takiej ilości i te akrobacje powietrzne! Uroczystości w takim upale i w takim tłumie wymagają wiele zachodu od organizatorów i wiele determinacji od gości, podziwiam!
OdpowiedzUsuńWspólne jedzenie ryżu i inne elementy przypominają i nasze festyny, ale zamiast ryżu grochówka króluje:-)
Tylko kto by się u nas modlił nad grochówką? Zaraz by go od katoli wyzwali.
UsuńDlaczego? U nas nawet rowery i motocykle się święci na lotnisku i festyn przy okazji jak trzeba...
UsuńJakoś wiary i kościoła nikt się nie wstydzi, chociaż o księżach różne opinie krążą, ale ja z małego miasta jestem...
No tak, święci się. Domy też. I banki na przykład. A ile potem jest gadania, że "czarni się pchają tam gdzie ich nie chcą". Ja znam to tylko z sieci, pełno w niej hejtu na osoby religijne.
UsuńFascynująca opowieść. Z ogromną przyjemnością przeczytałam tekst i obejrzałam zdjęcia. Niby taj daleko ta Jakarta a jednak dzięki Tobie tak bliska. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDziękuję.
UsuńOdległość to rzecz względna. Tutaj przywykłam do mierzenia jej czasem podróży.
Bardzo ciekawa uroczystość. Defilada i 1200 marines musi robić ogromne wrażenie.
OdpowiedzUsuńPodziwiam Cie, że przy takiej pogodzie dałaś radę pieszo dotrzeć na miejsce i potem jeszcze wrócić do samochodu :)
Trochę nie miałam wyjścia ;) Zwłaszcza w drodze powrotnej.
UsuńAle rzeczywiście rzadko tutaj spaceruję , niestety.
Łał! Robi wrażenie. Ale ten deszcz, jej, tłumy. Podziwiam, że wytrwałaś.
OdpowiedzUsuńMusiałam...
UsuńCałość zrobiła na mnie duże wrażenie, do tego jeszcze dowiedziałem się sporo nowych rzeczy o świecie.
OdpowiedzUsuńW sumie to może nawet dobrze, bo nie ma się co denerwować tą konkretną sprawą dłużej. Ten wpis z księgarni akurat wychwycono i umieszczono na stronie z memami, ku informacji, przestrodze itp.
Po prostu nie zgadzały mi się pewne fakty i sprawdziłem na stronie uczelni jeszcze raz kiedy zaczynam naukę. :)
Pozdrawiam!
Też byłam pod wrażeniem. Ale nigdy więcej!
UsuńMają rozmach skurwysyny ;)
OdpowiedzUsuńrozbił wszystkie płyty? Gdyby mu się nie udało jeszcze mogliby go zdegradować.
Oj mają. Ciekawe ile to kosztowało.
UsuńOczywiście, że rozbił. Tutaj stosują karę śmierci...
Jakoś mam sentyment do wojska - nasze krajowe też robi wrażenie.
OdpowiedzUsuńZa mundurem panny sznurem ;)
UsuńTak, poszłam :) i tak idę do dziś :)
UsuńMam tak samo! Nawet na koniec świata jak wiadomo.
UsuńTo zrozumiałe, takie wydarzenia chyba na całym świecie powodują paraliż okolicy uroczystości.
OdpowiedzUsuńNie zajrzałem, bo zamknięte było. Poza tym nie ciągnie mnie jakoś do takich miejsc, gdzie dają jeść na talerzu jak łupina orzecha, a każą płacić jak za bankiet. :)
Pozdrawiam!
Powiem tak: paraliż paraliżu nierówny. Różne rzeczy widziałam tutaj, często na skalę w Polsce niespotykaną. Ale to przerosło wszystko. Katastrofa po prostu!
UsuńRelacja z obchodów Bitwy o Anglię robi ogromne wrażenie.. Może dlatego, że to tematy mi bliskie i przeze mnie lubiane?
OdpowiedzUsuńCo do święta sił zbrojnych w Indonezji - również pięknie. Szczególnie zainteresowało mnie nakładanie ryżu przez Prezydenta. :)
Pozdrawiam, M.
To, że w Australii pamiętają o polskim udziale w bitwie to (nie chwaląc się) zasługa mego męża.
UsuńZawsze z dystansem podchodzę do tego typu uroczystości. Nadymanie się, puszenie, pokazywanie siły... Po co te igrzyska dla ludu, a koszt samych pokazów lotniczych pewnie ogromny. U nas też bez przerwy świętowanie, jakby nie było na co wydawać pieniędzy.
OdpowiedzUsuńZasyłam serdeczności
Też się zastanawiałam ile to kosztowało. Ale kto zabroni bogatemu? Oczywiście, że pokaz siły. Tutaj chodzi nie tylko o sytuację w regionie, ale także o problemy wewnętrzne.
UsuńPrzyznam, że ... chciałbym pouczestniczyć w takiej chucpie. W końcu skakanie z psami na pontony, by najeść się ryżu nie zdarza się codziennie:)) A przynajmniej w Olsztynie:))
OdpowiedzUsuńŻółtego ryżu w dodatku!
UsuńTu też rzadko się zdarza. I całe szczęście.