niedziela, 2 kwietnia 2017

Krawiec

   Podobno szycie ubrań w Indonezji jest tanie. Właściwie na każdym kroku można spotkać krawca prowadzącego zakład w garażu. Ba, są nawet mobilne (rowerowe) warsztaty.


Warsztat na rowerze
   Długo magazynowałam batikowe tkaniny. Nie, żebym nie chciała ich wykorzystać. Pytałam, szukałam. Każda koleżanka miała coś do zarzucenia swojej krawcowej. A to drogo, a to długo, a to byle jak. 
   W pobliskim mallu jest sporo warsztacików. Za skopiowanie sukienki życzą sobie 800 000 rupii, po targach 600 000. Ale to wciąż ponad 150 złotych! 
   Koleżanka zgodziła się zanieść materiał i wzorcową sukienkę swojemu krawcowi/kopiarzowi. Cena 150 000 (45 złotych). Skopiował dokładnie, łącznie z obszywanymi guzikami. Jedno ale - dwa centymetry zabrał w biodrach. Nie wejdę.
   Inna koleżanka dała namiary. Napisałam (oczywiście w bahasie), krawcowa chętnie do mnie przyjechała jakieś 40 km. Ale może przyjeżdżać tylko w sobotę albo w niedzielę. I nigdy o tej godzinie, o której jesteśmy umówione. Po 3 miesiącach przymiarek i zmian terminów miałam 2 sukienki w cenie 200 000. Czyli jedna za 30 złotych. I zniosłabym nawet niesłowność, gdyby nie fakt, że mają zupełnie inne fasony niż się umawiałyśmy, z czego jedna zupełnie na mnie nie leży. 
   Wreszcie trafiłam na wydawałoby się zdolną bestię. Kobieta z wyobraźnią. Trudno nam się dogadać, bo nie mamy wspólnego języka (jej angielski jest uboższy niż moja bahasa), ale jakoś dajemy radę. Tania nie jest, za sukienkę płacę 100-150 złotych, ale daję tylko materiał, wszystkie dodatki są jej. Problem w tym, że zdolna jest tylko kiedy jej się chce. Co więcej, często zmienia terminy i zapomina na co się umawiałyśmy. Rzecz w tym, że nie bardzo mogę wybrzydzać. 


Po prawej witryna Butiku, widok z wnętrza
   Jej "pracownia" nosi dumną nazwę Butik. Właściwie to tylko miejsce, w którym przyjmuje klientki. Szyje gdzie indziej. Na co dzień w Butiku ktoś mieszka. 




Za regałem jest przestrzeń na bałagan


  Jest to niewielki, jakieś 3x5 metrów, pokój. Na podłodze dywan, buty zostawia się przed wejściem. Pod ścianami leżą materace, można na nich usiąść. Ostatnio wzbogaciła się o trzy królewskie fotele. Wciąż są w folii. Na środku niski stolik.

W przymierzalni ledwo się mieszczę




    Nie wygląda to, ani nie pachnie zachęcająco. Bałagan, grzyb, okropność. Ale właściwie nie mam wyjścia. Udałabym się do Marthy Elen, brytyjskiej designerki, która ma pracownię w Dżakarcie, ale raczej mnie nie stać. Chyba, że ma specjalne ceny dla koleżanek. Co mi szkodzi zapytać? 






24 komentarze:

  1. To faktycznie nie masz wyjścia i chyba lepiej przystać na taką egzotykę krawiecką, niż płacić bajońskie sumy. Ale jeśli nie spróbujesz u brytyjskiej designerki, to nie będzie porównania.Jeszcze niedawno u nas w niektórych "pracowniach"prywatnych były podobne warunki...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pomyśleć, że w Polsce nie miałam takich doświadczeń!
      Tutejsza egzotyka ma w sobie element niespodzianki- nigdy nie wiadomo na kiedy będzie gotowe, ani jak będzie wyglądać

      Usuń
  2. Ja dlatego nie nabyłam żadnej batikowej tkaniny - chociaz niektóre były przepiękne - że nia miałby mi kto tego uszyć, ja tu w Polsce, w duzym mieście, nie moge znaleźc krawcowej, o cenach tez nie wspomnę. Sądziłam że w Indonezji szycie jest tanie... ale może tylko dla rodakow szyją tanio...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szycie batiku to wyższa szkoła jazdy. Nie wystarczy przyłożyć formę. Wzór musi się zgadzać.
      Tutaj wszystko jest droższe niż głosi legenda. Płacimy skin tax, to oczywiste. Za grosze też można uszyć, ale nosić się tego nie da

      Usuń
  3. Nie mam wysokich standardów, ale w obcym kraju z obcymi ludźmi, wchodząc do takiego miejsca trochę bym się bała, że dostanę obuchem w łeb...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witryna na całą ścianę, więc z zewnątrz wszystko widać. No i kierowca czekał w samochodzie. Zresztą Indonezyjczycy są niewielcy, krawcowa sięga mi do piersi.

      Usuń
  4. Ostatnie zdanie najbardziej mnie przekonało ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja sobie wyobraziłam jak kobiecina wdrapuje się na fotel, żeby mnie znienacka zdzielić w głowę ;))

      Usuń
  5. ciekawie pokazane to, w jaki sposób niektóre narody traktują umowy i obowiązki wobec klientów, którzy - jakby nie było - płacą im za to. fascynująca niespieszność w wykonaniu zamówienia, jakby to - w tym przypadku krawiec - a nie zlecający miał ostatnie zdanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najciekawsze jet to, że już się do tego przyzwyczaiłam i nawet nie zauważam. Oni przepraszają, kajają się, ale i tak ich jest na wierzchu. I co zrobisz, jak nic nie zrobisz?

      Usuń
  6. Mnie też całkowicie zburzyłaś wyobrażenia o indonezyjskich krawcowych. Myślałam, że gdzie jak gdzie, ale w tych dalekich stronach klienta szanują nade wszystko. O słowności nie wspominając. Tak sobie, reasumując, myślę: te Twoje krawcowe to artystki, a nie rzemieślniczki, stąd ta kapryśność i zmienność.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szanują, szanują. Ale... trochę inaczej niż u nas. Szacunek objawia się przepraszaniem, uniżonością itp, ale nie ma się nijak do rachunku ekonomicznego

      Usuń
  7. Te krawcowe to całkiem jak niegdysiejsi malarze pokojowi w Polsce!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niezupełnie. Nie tykają alkoholu, muzułmankom nie wolno!

      Usuń
  8. A nie taniej i bezpieczniej kupić coś gotowego?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdyby tylko się dało! Mój azjatycki rozmiar to co najmniej XXL, a i to czasem bywa zbyt krótki. Mogę kupować w zachodnich sieciówkach (M&S, H&M), ale ponieważ to importowane to drogie. W dodatku z racji obowiązków służbowych muszę czasem wystąpić w batiku, w sieciówkach nie uświadczysz.

      Usuń
  9. Nie pozostaje Ci nic innego, tylko nauczyć się szyć na kursach korespondencyjnych ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Litości! Ręcznie mam dłubać? Brak mi cierpliwości. Ale jest to jakiś pomysł. Wezmę pod uwagę ;)

      Usuń
  10. O rany! Gdzie ja trafiłam? Jestem zachwycona, bo kolejny raz doświadczam czegoś nowego i dowiaduję się cudów. O Indonezji nie wiem nic więc bardzo chętnie poczytam. :)
    Wydawało mi się, że w takim miejscu znalezienie krawcowej i uszycie ubrania będzie bezproblemowe- a tu takie zaskoczenie. Czytałam w komentarzach o innym ujęciu szacunku i skojarzyło mi się jedynie "co kraj to obyczaj".
    Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za odwiedziny, M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na koniec swiata trafiłaś. Miło mi Cię gościć.
      Mnie tu codziennie coś zaskakuje. Chociaż niby już nie powinno.

      Usuń
    2. To mi jest miło, bo takie informacje z pierwszej ręki są na wagę złota!
      Ja na razie na takie podróże pozwalam sobie tylko w wyobraźni, ale nie ukrywam, że chciałabym kiedyś zobaczyć i poznać choć mały kawałek świata. :)

      Usuń
    3. Uważaj o czym marzysz! Mi przez całe życie nie przyszło do głowy, że kiedyś tu trafię. I to na tak długo!

      Usuń
  11. Witaj! To już wiem, gdzie mieszkasz. I wyobraź sobie, że nawet "trafiłam" do Indonezji. Co prawda Bali, to zupełnie inna Indonezja, bo nie muzułmańska i nastawiona na cudzoziemców. Ale byłam też na Sumbawa i mieszkałam w osiedlu zamkniętym, z jednym tylko szlabanem i przepustkami. Za osiedlem luzik i swoboda, i pustka. Moja szwagierka mieszkająca na Sumbawa szyła właśnie tam suknię ślubną dla swojej córki z Australii. Zdążyli uszyć :) I suknia pasowała. A nawet nie widzieli klientki na oczy. Jednak zdolni są ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety ma pecha i przyszło mi żyć w Dżakarcie. A ta, jak każda stolica jest najdroższa. Do tego najwięcej miejsc potencjalnych ataków. Rzeczywiście, na prowincji kontrole są tylko w większych hotelach. Na Bali to nawet dziwne, bo przecież krwawe zamachy mieli i sporo tam Australijczyków. Może oni nie są dobrymi celami?

      Usuń