Właściwie dwa pierwsze kraje to zupełnie inna liga, nie tylko jeśli chodzi o koleje.
Shinkansen wjechał na stację |
Japoński shinkansen to nie tylko prędkość i komfort podróżowania, ale przede wszystkim dramatyczna wręcz punktualność. Jeśli odjazd jest o 8:32, to nie jest to 8:33, albo (o zgrozo!) 8:34. Wciąż mam przed oczami przerażoną minę konduktora, kiedy wsiadając dużą grupą uniemożliwiliśmy punktualny odjazd. Biedaczek, mało nie dostał zawału czekając, aż wszyscy wsiądziemy jednymi drzwiami. Bo w tym pociągu miejsca są numerowane. Wagon, a właściwie drzwi, zatrzymują się w ściśle określonym miejscu. Pasażerowie, znając numer swojego miejsca od razu wiedzą, w którym miejscu peronu mają czekać. Nie powinni mieć dużego bagażu. Na półce mieszczą się tylko walizki kabinowe. Co prawda jest miejsce na większe, ale tylko dwie na wagon. Siedzenia są szerokie i wygodne. Można je ustawić odpowiednio do kierunku jazdy. Przed każdym pasażerem jest tabliczka z prośbą o wyciszenie telefonu i używanie słuchawek, jeśli się chce uprzyjemnić sobie podróż muzyką. Po prostu strefa ciszy. Można nabyć przekąski czy napoje od cicho przeprowadzających swój wózek między rzędami foteli pracowników ichnego "Warsu".
W Australii jechałam pociągiem podmiejskim. Pociąg jak pociąg. Za to pracownicy kolei niezwykli. Życzliwi i kompetentni. Kiedy kupowaliśmy bilet pani w kasie wypytała nas o plan podróży, chociaż powiedzieliśmy jaki chcemy bilet. Doradziła nam bardziej opłacalną, dużo tańszą opcję. Zresztą takich porad udzielają wszyscy pracownicy stacji. Są bardzo pomocni.
Stacyjka w Górach Błękitnych |
Najbliższe wizji azjatyckich pociągów są koleje tajskie. Już od samego dworca, który oferuje typowe dla takich miejsc usługi. Poczynając od przekąsek, na fryzjerze kończąc. Z tym, że fryzjer wprost na peronie. Nawet miał powodzenie.
Wagon klimatyzowany, z zaciemnionymi szybami, żeby słońce nie grzało. Dość wygodny. Pomiędzy rzędami foteli przechodzi pani z przekąskami w koszu. To jest dużo bardziej azjatyckie niż japoński "Wars". Pani ma w ręce kij, do którego przymocowane są chipsy w woreczkach foliowych. Tajskie chipsy, dla jasności. A woreczki tworzą coś w rodzaju parasola. Pojawia się też pan, który sprzedaje chłodzone napoje.
Ławki w wagonie nadają się nawet do spania |
W następnym odcinku pociąg z Indonezji.
Wybieram pociąg japoński :) Mam prawdziwą obsesja na punkcie punktualności, rzetelności i wygody.
OdpowiedzUsuńPoczekaj na indonezyjski, może jest lepszy ;)
UsuńIndonezyjskim pociągiem jechałam, i szału nie było w żadna stronę - ale mam tylko to jedno doświadczenie. Japońskim chciałabym się przejechać, tak z ciekawości. Te australijskie migawki bardzo mi sie podobają. W Tajlandii nie jechałam pociągiem, a może szkoda:(.
OdpowiedzUsuńTeż mam tylko jedno indonezyjskie doświadczenie. Byłam pozytywnie zaskoczona.
UsuńBardzo egzotycznie, ostatnia opowieść przypomniała mi podróż naszym PKSem, starym taborem, dokładnie tak to wyglądało...
OdpowiedzUsuńKiedyś też czytałam o podróżowaniu pociągiem w Indiach, sama podróż to już przygoda :-)
Ostatnio u nas podróżowanie pociągami staje egzotyczne, ale już w innym wymiarze.
W Polsce jeżdżę tylko pociągami podmiejskimi, to jednak co innego. Ale moje dziecię chwali sobie podróże PKP
Usuń:) Twoja droga powrotna i super koleje tajskie do złudzenia przypominają mi tą cudowną podróż, którą "przemęczyłam" kilka lat temu z Krakowa do Rzeszowa - nie było tylko wiatraków pod sufitem. Porażka. Osobowy, w upalny dzień opóźniony z opóźnionym w rozwoju konduktorem. 120 km przejechał w 5 godzin...
OdpowiedzUsuńNie wiem na jakim poziomie był nasz konduktor. I tak się nie dało z nim pogadać. Pisanie też nie wchodziło w grę ;)
UsuńInny świat. A propos telefonu. Mam nadzieję :))
OdpowiedzUsuńNiby inny, ale z komentarzy wynika, że jednak nie tak bardzo.
UsuńGdy czytam Twój wpis, wracają wspomnienia. Dawniej tak jechałam na kolonie. Stłoczeni jak śledzie, jechaliśmy z Krakowa nad morze. W upale i bez klimatyzacji. Do tej pory pamiętam.
OdpowiedzUsuńSerdeczności zasyłam.
A myśmy tłoku nie mieli! Niektórzy jak widzisz nawet miejsca leżące załapali.
UsuńAle sobie podróż zafundowałam dziś od samego rana.
OdpowiedzUsuńI to nie jednym pociągiem.
I to wszystko dzięki Tobie.
Dziękuję serdecznie.
:-)
Bo podróże trzeba zaczynać wcześnie, zanim upał da się we znaki ;)
UsuńPozdrawiam
Co kraj to obyczaj. Ale konduktorem w japońskim pociągu, to nie chciałabym być... presja by mnie zabiła.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że zarobki im to wynagradzają. Pasażerowie mają gorzej. Wyobrażasz sobie to ciągłe myślenie "A może mój zegarek spóźnia się o 3 sekundy"? No i trzeba zdążyć wejść zanim konduktor zemdleje ze stresu. A wejście blokuje grupa Indonezyjczyków, bo im zegarki niepotrzebne, oni mają czas.
UsuńHah, to faktycznie niefart z tym pociągiem powrotnym!
OdpowiedzUsuńWiem, że Indonezja odkupuje od Japonii ich pociągi, może o tym będzie następna historia? ;)
Nie wiedziałam o tym! Ale jeśli odkupuje to nie shinkanseny. Tutejsze tory by tego nie zniosły.
UsuńPodejrzewam, że to ta ostatnia podróż będzie tą najdłużej pamiętaną i chętnie opowiadaną przygodą ;)
OdpowiedzUsuńPrawdą jest, że była najbliższa wyobrażeniom o azjatyckim podróżowaniu
UsuńTrochę szkoda, że w Australii nie można wejść na peron bez biletu. Jak wyjść po kogoś na pociąg? Jak się pożegnać przed odjazdem? Nic romantyzmu ichnia kolej nie ma :)
OdpowiedzUsuńMożna się witać i żegnać na peronie. Wystarczy kupić peronówkę. W Indonezji mają gorzej. Ale o tym w następnym odcinku
UsuńMimo wszystko, mogłabym dać się ugotować w tym pociągu, żeby tylko móc się nim przejechać ;)
OdpowiedzUsuńCóż, niektórzy lubią się gotować ;)
UsuńTeż kiedyś w Polsce mieliśmy peronówki. A tak w ogóle to ciekawa jestem Twojego wpisu na temat "Jedzie pociąg z daleka", ale polski pociąg.
OdpowiedzUsuńW Polsce korzystam tylko z pociągów podmiejskich. Szkoda, że dawno,dawno temu, kiedy Głównodowodzący był tylko Aspirującym, nie prowadziłam zapisków. Mieszkał na drugim końcu Polski i o usługach PKP mogłabym długo opowiadać
Usuń