wtorek, 28 lutego 2017

Jedzie pociąg z daleka. Part 1

   Azjatycki pociąg. Drewniane, kolorowe wagony, pasażerowie wiszący na schodkach, tobołki na dachach. Pociąg zatłoczony do granic możliwości, pełen kóz, kur i wszelkiego innego stworzenia. Takim pociągiem w Azji nie jechałam. Szczerze mówiąc, nawet takiego nie widziałam. A zaliczyłam koleje japońskie, australijskie, tajskie i indonezyjskie.

   Właściwie dwa pierwsze kraje to zupełnie inna liga, nie tylko jeśli chodzi o koleje. 


Shinkansen wjechał na stację

   Japoński shinkansen to nie tylko prędkość i komfort podróżowania, ale przede wszystkim dramatyczna wręcz punktualność. Jeśli odjazd jest o 8:32, to nie jest to 8:33, albo (o zgrozo!) 8:34. Wciąż mam przed oczami przerażoną minę konduktora, kiedy wsiadając dużą grupą uniemożliwiliśmy punktualny odjazd. Biedaczek, mało nie dostał zawału czekając, aż wszyscy wsiądziemy jednymi drzwiami. Bo w tym pociągu miejsca są numerowane. Wagon, a właściwie drzwi, zatrzymują się w ściśle określonym miejscu. Pasażerowie, znając numer swojego miejsca od razu wiedzą, w którym miejscu peronu mają czekać. Nie powinni mieć dużego bagażu. Na półce mieszczą się tylko walizki kabinowe. Co prawda jest miejsce na większe, ale tylko dwie na wagon. Siedzenia są szerokie i wygodne. Można je ustawić odpowiednio do kierunku jazdy. Przed każdym pasażerem jest tabliczka z prośbą o wyciszenie telefonu i używanie słuchawek, jeśli się chce uprzyjemnić sobie podróż muzyką. Po prostu strefa ciszy. Można nabyć przekąski czy napoje od cicho przeprowadzających 
swój wózek  między rzędami foteli pracowników ichnego "Warsu".
   W Australii jechałam pociągiem podmiejskim. Pociąg jak pociąg. Za to pracownicy kolei niezwykli. Życzliwi i kompetentni. Kiedy kupowaliśmy bilet pani w kasie wypytała nas o plan podróży, chociaż powiedzieliśmy jaki chcemy bilet. Doradziła nam bardziej opłacalną, dużo tańszą opcję. Zresztą takich porad udzielają wszyscy pracownicy stacji. Są bardzo pomocni. 
Stacyjka w Górach Błękitnych
   Tylko osoby z biletami mają wstęp na peron. Na dużych stacjach są automatyczne bramki, na mniejszych właściwie nikt tego nie kontroluje. W pociągu też nie ma konduktorów. Na mniejszych stacjach można się poczuć jak pierwsi osadnicy. Zachowany jest wystrój i maszyny do biletów z epoki. Szkoda, że nie mogę znaleźć zdjęć.


   
   Najbliższe wizji azjatyckich pociągów są koleje tajskie. Już od samego dworca, który oferuje typowe dla takich miejsc usługi. Poczynając od przekąsek, na fryzjerze kończąc. Z tym, że fryzjer wprost na peronie. Nawet miał powodzenie.



   Wagon klimatyzowany, z zaciemnionymi szybami, żeby słońce nie grzało. Dość wygodny. Pomiędzy rzędami foteli przechodzi pani z przekąskami w koszu. To jest dużo bardziej azjatyckie niż japoński "Wars". Pani ma w ręce kij, do którego przymocowane są chipsy w woreczkach foliowych. Tajskie chipsy, dla jasności. A woreczki tworzą coś w rodzaju parasola. Pojawia się też pan, który sprzedaje chłodzone napoje. 
Ławki w wagonie nadają się nawet do spania
   I właściwie można by uznać tę podróż za nudną, gdyby nie droga powrotna. Nie kupowaliśmy od razu biletu powrotnego, bo nie wiedzieliśmy, o której będziemy wracać. Na małej stacyjce zapłaciliśmy prawie dziesięciokrotnie mniej niż w Bangkoku! Wkrótce okazało się dlaczego. Dostaliśmy gorszą klasę. Ławki drewniane, pod sufitem wiatraki (po jednym na każdym końcu wagonu) zamiast klimatyzacji, przejścia między wagonami jak w westernach. Okna na szczęście się otwierały, bo byśmy się ugotowali. Póki pociąg był w ruchu to dało się to znieść, ale tuż za rogatkami Bangkoku musiał zwolnić. Przejeżdżaliśmy prawie przez podwórka ludzi mieszkających przy torach. Zatrzymywaliśmy się na każdym skrzyżowaniu z ulicą, żeby przepuścić samochody. Koszmar! Tak myślałam wtedy, ale teraz zapomniałam jak spływałam potem, za to wciąż mam pod oczami obrazy.
   W następnym odcinku pociąg z Indonezji.






26 komentarzy:

  1. Wybieram pociąg japoński :) Mam prawdziwą obsesja na punkcie punktualności, rzetelności i wygody.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poczekaj na indonezyjski, może jest lepszy ;)

      Usuń
  2. Indonezyjskim pociągiem jechałam, i szału nie było w żadna stronę - ale mam tylko to jedno doświadczenie. Japońskim chciałabym się przejechać, tak z ciekawości. Te australijskie migawki bardzo mi sie podobają. W Tajlandii nie jechałam pociągiem, a może szkoda:(.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mam tylko jedno indonezyjskie doświadczenie. Byłam pozytywnie zaskoczona.

      Usuń
  3. Bardzo egzotycznie, ostatnia opowieść przypomniała mi podróż naszym PKSem, starym taborem, dokładnie tak to wyglądało...
    Kiedyś też czytałam o podróżowaniu pociągiem w Indiach, sama podróż to już przygoda :-)
    Ostatnio u nas podróżowanie pociągami staje egzotyczne, ale już w innym wymiarze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Polsce jeżdżę tylko pociągami podmiejskimi, to jednak co innego. Ale moje dziecię chwali sobie podróże PKP

      Usuń
  4. :) Twoja droga powrotna i super koleje tajskie do złudzenia przypominają mi tą cudowną podróż, którą "przemęczyłam" kilka lat temu z Krakowa do Rzeszowa - nie było tylko wiatraków pod sufitem. Porażka. Osobowy, w upalny dzień opóźniony z opóźnionym w rozwoju konduktorem. 120 km przejechał w 5 godzin...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem na jakim poziomie był nasz konduktor. I tak się nie dało z nim pogadać. Pisanie też nie wchodziło w grę ;)

      Usuń
  5. Inny świat. A propos telefonu. Mam nadzieję :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niby inny, ale z komentarzy wynika, że jednak nie tak bardzo.

      Usuń
  6. Gdy czytam Twój wpis, wracają wspomnienia. Dawniej tak jechałam na kolonie. Stłoczeni jak śledzie, jechaliśmy z Krakowa nad morze. W upale i bez klimatyzacji. Do tej pory pamiętam.
    Serdeczności zasyłam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A myśmy tłoku nie mieli! Niektórzy jak widzisz nawet miejsca leżące załapali.

      Usuń
  7. Ale sobie podróż zafundowałam dziś od samego rana.
    I to nie jednym pociągiem.
    I to wszystko dzięki Tobie.
    Dziękuję serdecznie.
    :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo podróże trzeba zaczynać wcześnie, zanim upał da się we znaki ;)
      Pozdrawiam

      Usuń
  8. Co kraj to obyczaj. Ale konduktorem w japońskim pociągu, to nie chciałabym być... presja by mnie zabiła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że zarobki im to wynagradzają. Pasażerowie mają gorzej. Wyobrażasz sobie to ciągłe myślenie "A może mój zegarek spóźnia się o 3 sekundy"? No i trzeba zdążyć wejść zanim konduktor zemdleje ze stresu. A wejście blokuje grupa Indonezyjczyków, bo im zegarki niepotrzebne, oni mają czas.

      Usuń
  9. Hah, to faktycznie niefart z tym pociągiem powrotnym!
    Wiem, że Indonezja odkupuje od Japonii ich pociągi, może o tym będzie następna historia? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiedziałam o tym! Ale jeśli odkupuje to nie shinkanseny. Tutejsze tory by tego nie zniosły.

      Usuń
  10. Podejrzewam, że to ta ostatnia podróż będzie tą najdłużej pamiętaną i chętnie opowiadaną przygodą ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawdą jest, że była najbliższa wyobrażeniom o azjatyckim podróżowaniu

      Usuń
  11. Trochę szkoda, że w Australii nie można wejść na peron bez biletu. Jak wyjść po kogoś na pociąg? Jak się pożegnać przed odjazdem? Nic romantyzmu ichnia kolej nie ma :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Można się witać i żegnać na peronie. Wystarczy kupić peronówkę. W Indonezji mają gorzej. Ale o tym w następnym odcinku

      Usuń
  12. Mimo wszystko, mogłabym dać się ugotować w tym pociągu, żeby tylko móc się nim przejechać ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Też kiedyś w Polsce mieliśmy peronówki. A tak w ogóle to ciekawa jestem Twojego wpisu na temat "Jedzie pociąg z daleka", ale polski pociąg.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Polsce korzystam tylko z pociągów podmiejskich. Szkoda, że dawno,dawno temu, kiedy Głównodowodzący był tylko Aspirującym, nie prowadziłam zapisków. Mieszkał na drugim końcu Polski i o usługach PKP mogłabym długo opowiadać

      Usuń