środa, 9 sierpnia 2017

Zapraszam do stołu

   Gdzie w Indonezji można zjeść? Wszędzie! Tubylcy uwielbiają jeść poza domem. Jedzenie to świetna okazja do spotkania się i bycia razem. A miejsce zależy od zasobności portfela.

   Najtaniej jest wprost na ulicy. Rano koniecznie trzeba się napić ziółek albo kawy. 
   Idzie ulicą niemłoda kobieta. Ma na sobie tradycyjny strój- batikową kebayę i sarong. Włosy upięte w kok, schowane pod kapeluszem kojarzonym u nas z Chinami. W poprzek piersi przepasana jest kawałkiem batikowej tkaniny, podtrzymującej dźwigany na plecach kosz. Z kosza wystają szyjki butelek. Jest w nich jamu, czyli syropy ziołowe. O różnych smakach i zastosowaniach. Ibu Jamu wie jak je mieszać. Stawia kosz na ziemi, prostuje krzyż. Wybiera butelkę, nalewa do plastikowego kubka. Trochę z tej butelki, trochę z tamtej. Miesza, podaje. Zarzuca kosz na plecy i idzie dalej. 
Kosz Ibu Jamu
   Natrętnie dzwoni dzwonek rowerowy. To tukang kopi daje znak, że nadjeżdża. Na kierownicy roweru ma zawieszone torebki z kawą, na bagażniku termosy z wodą i kubkami. Wsypuje kawę, zalewa, dosładza, miesza. Zawsze w tej samej kolejności, precyzyjne ruchy, trochę magiczne. A to tylko kawa rozpuszczalna.
Tukang kopi (zdjęcie z internetu)
   Coś bardziej konkretnego oferują wózki kaki lima (pięć nóg). Można u nich dostać sałatkę owocową, smażone banany, różne zupy, ryż, makaron, mięso. Spożywa się siadając na krawężniku, albo na stołeczku obok wózka. Naczynia są myte w jednym wiadrze, płukane w drugim. Wózki mają swoje stałe miejsca. Najwięcej pojawia się ich w okolicy lunchu i wieczorami. Na skwerach wokół nich gromadzi się młodzież słuchająca muzyki. Zalążek zachodniego klubu.
W drodze

   Ci, którzy potrzebują komfortu jadają w warungach. Są to stoiska ciut większe niż kaki lima, zadaszone, z miejscami siedzącymi. Ale wciąż stoiska. Przygotowywanie w nich dań mogłabym obserwować godzinami. To dolewanie, mieszanie, przekładanie, dosypywanie. Trochę stąd, szczypta stamtąd, odrobina skądinąd.Tylko ten zapach... Odstrasza mnie. 
    Najwyżej w ewolucji stoją rumah makan. Bardzo zbliżone do baru albo bistra. Przaśne. Właściwie trudno nie mieć skojarzenia z socjalistycznym barem mlecznym. Dania są niewyszukane, czystość i estetyka też tylko dla niewymagającej klienteli. 
    Oczywiście są też restauracje w naszym zachodnim rozumieniu. Po bliższym przyjrzeniu się widać, że tylko wystrój i ceny są zachodnie. Przeciętny Indonezyjczyk raczej w nich nie bywa. Ale dla turystów jest atrakcyjnie.

Kolonialny budynek, oryginalny wystrój

64 komentarze:

  1. Indonejza to dla nas egzotyka, fajnie być tam i popatrzeć na życie tamtejszych ludzi :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Chciałabym popróbować wszystkiego, nawet na ulicy, bo podobno tak jest najsmaczniej, a higiena? U nas nawet w najlepszych lokalach nie mam gwarancji, że kucharz jest czyściochem. Wszystko zależy od ludzi, nie od procedur.
    Bar z ziółkami też pomysłowy, zwłaszcza gdy ktoś nie lubi parzyć, a pić musi :-)
    A napiszesz o tamtejszych słodyczach?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jadłam na ulicy. Nie daję rady.
      O jedzeniu i daniach jeszcze będzie. O słodyczach mogę już teraz- obrzydliwe.

      Usuń
  3. Ryż, makaron, mięso? Toż oni jedzą to samo co my!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ziemniaki też! Na pizzy.

      Usuń
    2. Pizza z ziemniakami ha ha

      Usuń
    3. Wcale nie żartuję! Byłam przekonana, że to ananas. Wyobraź sobie jak mnie smak zaskoczył

      Usuń
    4. Pizzę na bazie ziemniaków to i ja w centrum Polski robię.
      :-)

      Usuń
    5. Cudze chwalicie, swego nie znacie!

      Usuń
  4. W egzotycznym dla nas kraju wszystko jest bardzo ciekawe. Ten kosz z syropami musi być bardzo ciężki dla kobiety już nie młodej. Tamtejsi ludzie chyba lekko nie mają.

    OdpowiedzUsuń
  5. A co na to wszystko europejski żołądek?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bywa, że się buntuje. Ale radzimy sobie jak umiemy. Na szczęście mamy orzechówkę

      Usuń
    2. Orzechówka nie dla harcerzy. Na czystym spirytusie;)

      Usuń
  6. Bardzo zbliżone to wszystko pod względem miejscówek z jedzeniem do dajmy na to Ameryki Południowej, Indii itp. Pewnie dla turysty posiłek zjedzony z takich przybytków na kółkach może skończyć się różnie. Ale miejscowi pewnie nie mają już problemów (flora bakteryjna pewnie inna i takie tam).

    Owszem, japońskie książki to zupełnie inny punkt widzenia na wiele spraw. Choć bywają też pozycje dla mnie za trudne, ze względu choćby na nieznajomość historii czy całej kultury Japonii. A tłumacz nie zawsze pomaga umieszczając przypisy.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla turystów restauracje też nie są do końca bezpieczne. Zależy od wrażliwości. A i street food nie zawsze jest zdrowy dla tubylców

      Usuń
  7. Na ulicy nie jadłam, chociaz kusiło. RAz przewodnik lokalny zabrał nas do takiego pół ulicznego baru, powiedział, że tam bezpiecznie - i istotnie, było ok i bardzo pysznie. W ogóle bardzo mnie i mężowi słuzyło tamtejsze jedzenie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pół uliczny to pewnie warung.
      Szczęściarze! Mi służyło przez 2 lata, potem niestety przestało

      Usuń
  8. Tak na poważnie to tylko raz byłem poza UE, dokładnie rzecz biorąc w Turcji. Dlatego nie mogę się wypowiedzieć na sto procent jak to z tym jedzeniem w bardziej egzotycznych krajach bywa. A większość wiedzy to z TV mam jeśli chodzi o takie stoiska z jedzeniem na ulicach.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tym wypadku TV ma podstawową wadę- Nie przekazuje smaków i zapachów. Czasem na szczęście

      Usuń
  9. Nie lubię jadać na mieście. Robię to bardzo rzadko. Domowy posiłek to domowy posiłek. Poza tym herbaty nie słodzę, a kawy nie piję ;D. Jednak tekst ciekawy, jak najbardziej. Inny kraj, inne obyczaje. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, że w domu smaczniej. Ale przecież najlepiej można poznać kraj od kuchni.

      Usuń
  10. Pewnie tak, parę razy widziałem już różne ,,przysmaki" pod postacią jakichś tam robaczków pieczonych. Wtedy cieszę się, że telewizja nie ma takiej funkcji właśnie jak przekazywanie smaków i zapachów.

    Mówię pas. :) U mnie dopiero koło 13 zrobiło się upalnie, koło 35 stopni w cieniu.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie widziałam, żeby tu robale jadali. Ale psy, nietoperze, szczury i owszem. Jeszcze o tym napiszę.

      Usuń
  11. Ech ,jak pięknie i szkoda że Europa morduje wszelkie przejawy niezdrowego żywienia a mi się marzy w Polsce,coś podobnego kulinarnie w sensie wolności wyboru ale mojego a nie sanepidu.Na wsiach przecież by można zadzwonić i umówić obiad u kogoś kto zrobi kilka porcji więcej ale takiej tradycji nie dostrzegam.Stragan z naleśnikiem jakimś,czymś z grilla a może z drewnem opalanej kuchni.Fakt trzeba by żołądki dostosować trochę ale skoro dają radę sieciówkom to już nic gorszego im się nie zdarzy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tam gdzie sanepid sprawdza też nie zawsze jest czysto.

      Usuń
  12. Znajomi byli w Indiach i żywili się swoimi zupkami chińskimi i kuskusem, zalewali wrzątkiem. Dopiero w ostatnie dwa dni spróbowali tamtejszego jedzenia w restauracji hotelowej. Pan domu spróbował piwo i to go zgubiło, swoje odchorował.
    Serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzecz w tym, żeby wiedzieć gdzie jest bezpiecznie. Tutaj największym zagrożeniem jest brudna woda.

      Usuń
  13. No to nieźle, dla nas może brzmi to strasznie, jednak dla mieszkańców pewnych rejonów świata jedzenie innych niż my zwierząt to codzienność.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oni się dziwią, że jemy świnie. Są nieczyste jak wiadomo

      Usuń
  14. Może i jestem "francuski piesek", ale nie do końca przekonało mnie to jedzenie na ulicy... mój żołądek chyba by się "przekręcił"...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie jestem "francuski piesek", niewiele rzeczy mnie wzrusza, ale do jedzenia na ulicy też się nie zmuszam.

      Usuń
  15. Napisałaś to tak, jakbym tam była. Indie bardzo mnie fascynują. Przeczytaj Shanataram Davida Robertsa. W Londynie poznałam sporo Hindusów. Są niesamowici w swojej naturalności i oddaniu dla bliskich
    Pozdrawiam
    goodmorning73.blogspot.com
    zolza73.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też byłam zafascynowana Indiami. Ale mi przeszło, tylko Tadż Mahal bym odwiedziła i tyle.
      Indonezyjski hinduizm jest trochę inny. Wyznają go balijczycy. Takich indyjskich Hindusów też się oczywiście spotyka,są bardzo zasymilowani.

      Usuń
    2. Piszesz o rzeczach kosmicznych, dla takiego laika, jak ja, ale bardzo przydatnych.
      Pozdro
      goodmorning73.blogspot.com

      Usuń
  16. Gdybyś mogła, to napisz więcej o tym jedzeniu, ponieważ moje dzieci w przyszłym roku tam właśnie się wybierają. Ale skoro i w hotelowych restauracjach nie jest bezpiecznie, to jak jeść bezpiecznie?
    Serdeczności

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście będę pisać nie raz.
      Bezpiecznie jest w domu, pod warunkiem przestrzegania zasad. Najgorsza jest woda. Musi być z zafoliowanej butelki. Żadnego lodu, owoców czy warzyw zjadanych ze skórką. Częste mycie rąk. No i odrobina szczęścia ;)

      Usuń
    2. Dziękuję.
      Życzę i Tobie szczęścia i zdrowia.

      Usuń
    3. Dziekuję. Wierzę że mnie nie opuści.

      Usuń
    4. No właśnie. Bezpiecznie jest w domu i w związku z tym mam pytanie o możliwość zakupy art. spożywczych, z których można przygotować w domu jakieś nasze dania. Łatwo z tym sobie radzisz?

      Usuń
    5. Cóż, łatwo nie jest. Typowo polskich zdań raczej nie przygotowuję. Zachodnie produkty można zdobyć, ale ta cena! Co się da przywożę z Polski. Chleb i twaróg robię sama.
      Trochę zmieniliśmy nasze przyzwyczajenia. Nie wychodzi nam to na zdrowie, niestety

      Usuń
  17. Mój brzuch lubi się buntować więc na takie uliczne jedzonko mogłabym jedynie popatrzeć. :( Ostatnio pozwoliłam sobie na kilka dziwności (m.in. jalebi i mango lassi) i na szczęście nie było żadnych konsekwencji oprócz zaskoczenia smakiem i ilością cukru. :D
    Pozdrawiam, M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem wystarczy zapach, żeby odgonić głód ;)
      Mmm indyjskie smaki. Uwielbiam. Chociaż lassi najlepsze słone

      Usuń
    2. Słone? O takim nie wiedziałam! Niestety nie brzmi jak coś, co mogłoby mi zasmakować.. ale kto wie. :)

      Usuń
  18. Hmmm, nastała niepokojąca cisza... mam nadzieję, że nie przesadziłaś z tym ulicznym jedzeniem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jedzenie w ogóle staram się ograniczać;)
      Syna żeniłam i trochę mi zeszło.
      Dzięki za troskę

      Usuń
  19. Jeśli jakoś mogę zrozumieć chęć wspólnego jedzenia, choćby na ulicy, to nijak nie wiem, czemu tej kawy nie można sobie wrzątkiem zalać w domu? Wokół roweru chyba nie tworzy się krąg pijących wspólnie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tu akurat działa to odwrotnie - tukang kopi podjeżdża do potrzebujących. To może być grupa pracowników mających przerwę, młodzież odpoczywająca na trawie czy ludzie czekający na cokolwiek. Ibu jamu działą zresztą podobnie. Kawa w towarzystwie smakuje lepiej ;)

      Usuń
  20. No, teraz rozumiem :) Frontem do klienta. Podoba mi się.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aktywne poszukiwanie rynków zbytu ;)
      Pozdrawiam

      Usuń
  21. Słyszałam, czytałam, że jedzenie w Indonezji jest niezwykle smaczne i tanie, i każdy znajdzie coś dla siebie. Potem pojechałam na Bali i prawie nic mi nie smakowało. Rosół, owszem, był smaczny, ale dlaczego pływały w nim surowe warzywa? Makaron, ryż miały przyprawy nieznośne dla Europejczyków. Smakowała mi tylko zupa dyniowa, bo była jak moja domowa - z imbirem. A przepis polski na nią nazywał się "austriacka zupa dyniowa", a tu na Bali taka właśnie "austriacka" :) Kopi luwak nie piłam, ale piłam frappe, bardzo smaczną i nawet zjadłam gofra. Był europejski. Na ulicy nic nie jadłam, ani nie piłam, a wodę faktycznie tylko z butelek. Chociaż zęby płukałam chyba kranówką. Nic z żołądkiem mi się nie działo. Ogólnie zupełnie nie miałam apetytu w tym upale.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, Bali jest dość specyficzne, z wielu względów. I zupełnie inne niż reszta Indonezji. Naprawdę można znaleźć dobre jedzenie, ale nie w miejscach turystycznych

      Usuń
  22. Zapewne nigdy nie odwiedzę Indonezji, ale dzięki Twojemu blogowi odbyłam piękną, wirtualną podróż...Dziękuję:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W kwietniu 2014 roku nie myślałam nie tylko o przyjeździe do Indonezji, ale w ogóle o tym kraju. Wylądowałam w Dżakarcie 4 miesiące później. Jakby Ci się też tak niespodziewanie trafiło- będziesz miała jak znalazł.

      Usuń
  23. :) Nie wybrałbym się do Egiptu, a już szczególnie latem, byłem w lipcu w Turcji i mało nie zszedłem z gorąca. Nie lubię takiej pogody, chyba wychodzi na to, że jestem w jakiejś części Anglikiem albo coś. :D

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  24. Dzień dobry :)
    Bardzo ciekawy post.
    Zajrzałam do Ciebie dzisiaj po raz pierwszy, ale spodobało mi się, więc będę zaglądać. Idę poczytać wcześniejsze posty. Anna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi, że Ci się podoba. Zapraszam częściej

      Usuń