Czy demokracja może być sezonowa? Jakkolwiek dziwnie to brzmi, widocznie może. Zwłaszcza w trzeciej demokratycznej potędze świata. I zwłaszcza w roku wyborczym, kiedy demokratyczność wyborów trzeba podkreślać.
Pierwszy raz spotkałam się z tym nieco dziwnym określeniem na początku roku, kiedy po mszy niedzielnej zaproszono nas do modlitwy o uświęcenie Indonezji. Co tydzień, aż do wyborów była ta modlitwa prowadzona. Podkreślano w niej wdzięczność za siłę jedności narodu; za różnorodność ras, religii, kultur, przynależności etnicznej, a także różnorodność partii politycznych; za możliwość życia w pokoju i harmonii, mimo tych różnic. Wspomniano także o smutnych doświadczeniach poróżnienia na tle religijnym i politycznym. Proszono o łaskę wybrania przywódcy obdarzonego mądrością. Bardzo wzniosłe, ale odzwierciedlające obawy. Jak się okazało, obawy całkiem uzasadnione.
Wybory, podobno największe jednodniowe na świecie, odbyły się w środę, 17 kwietnia. Były bardzo skomplikowane, bo to równocześnie wybory prezydenckie, parlamentarne i lokalne. O mandaty ubiegało się 245.000 kandydatów.
W walce o fotel prezydencki starli się ci sami kandydaci co 5 lat temu- urzędujący prezydent i były generał, powiązany z poprzednią dyktaturą. Zupełne przeciwieństwa. Pierwszy umiarkowany, wskazujący na potrzebę rozwoju gospodarki i infrastruktury, biznesmen. Drugi- nacjonalista, uwodzący islamskich twardogłowych, obiecujący zwiększenie wydatków na wojsko i obronność.
W wieczór wyborczy wszyscy w napięciu oczekiwali na wyniki. W napięciu tym większym, że generał sugerował matactwa wyborcze. Wstępne wyniki wskazywały na wyraźne (55%) zwycięstwo urzędującego prezydenta. W tym samym czasie jego przeciwnik, powołując się na własne źródła ogłosił, że to on wygrał!
Ale to wszystko były wyniki nieoficjalne. Te prawdziwe miano ogłosić w środę 22 maja. Zwolennicy generała zapowiedzieli na ten dzień demonstracje. Zachęcano mieszkańców Jakarty do pozostania w domach. Odwołano wszelkie imprezy i spotkania towarzyskie. Aresztowano wielu podejrzanych o przygotowywanie zamachów. Wiadomo było, że łatwo nie będzie.
Ja również poprzenosiłam swoje zaplanowane aktywności na wtorek. Umówiłam się z koleżanką, że rano pojedziemy do instytucji, którą się opiekujemy. Miałyśmy dostarczyć staruszkom paczki z żywnością. A tu rano niespodzianka! Komisja wyborcza zaskoczyła ewentualnych protestujących i ogłosiła oficjalne wyniki dzień wcześniej. Na wszystkich padł blady strach. Bo ulice pozamykane, korki, ale najgorsze, że możliwe są zamieszki! Zastanawiałyśmy się co robić. Zdecydowałyśmy, że jednak pojedziemy, bo nasza trasa nie prowadzi przez centrum i najbardziej zagrożone ulice. Cały czas dostawałyśmy wiadomości od znajomych martwiących się o nas. Radzili, żeby wrócić do domu przed południem, bo pewnie zacznie się po modlitwie. Udało się nam wszystko załatwić szczęśliwie.
Zamieszki zaczęły się po modlitwie wieczornej. Protestujący zostali odparci spod siedziby komisji wyborczej, przenieśli się do dzielnicy zamieszkałej przez zwolenników przegranego. Tam podpalili koszary Brimob (zmechanizowana brygada policji). Zginęło 6 osób, wiele zostało rannych.
Rano się uspokoiło. Na ulicach było pusto. Centrum handlowe niedaleko miejsca protestów- kompletnie wymarłe. Wszyscy czekali z niepokojem.
Nasz samochód miał zaplanowaną wizytę w serwisie. Zwykle stoi tam calutki dzień. Tym razem pani zadzwoniła z prośbą o odebranie przed 15. Salon połączony z serwisem był puściutki. Obsługa już dawno poszła do domów, a samochody pokazowe ukryto. O tym jak bardzo bano się tego co może nastąpić niech świadczy fakt, że nawet naszą siłownię zamknięto! Takie rzeczy nie zdarzają się nawet w święta.
Około godz.16 zadzwoniła do mnie koleżanka. Nie mogła mi przesłać informacji, bo WhatsApp nie działał. Okazało się, że rząd zablokował dostęp do wszystkich social mediów, żeby zapobiec szerzeniu się fake newsów, jak ten o żołnierzach chińskich w mundurach Brimob strzelających do ludzi w meczetach. Przypomniała się fala nienawiści do Indonezyjczyków chińskiego pochodzenia z 1998 roku, przypomniała się pełna obaw modlitwa o jedność w sezonie demokracji.
Dzisiaj jest spokojnie. Miejmy nadzieję, że tak zostanie. Aresztowano 257 prowokatorów. Podobno są dowody na to, że płacono im za wywołanie chaosu. Przegrany twierdzi, że nie jest odpowiedzialny za protesty. Nadal uważa, że było wiele nieprawidłowości przy wyborach, ale dowodów nie pokazuje. Będzie składał odwołanie.
Bardzo to wszystko skomplikowane, a reperkusje brzmią groźnie. Po co jednak takie pozory demokracji okresowo, kogo ma to uspokoić lub połechtać?
OdpowiedzUsuńJak widać, wszędzie polityka jest popaprana...
Z naszego punktu widzenia- pozory, z ich- demokracja to prawa wyborcze i nic więcej. Na pewno mają traumę po dyktaturze Suharto, ale z drugiej strony dobrze wspominają te czasy.
UsuńW politykę się nie mieszam, nie dyskutuję. Swoje zdanie mam, oczywiście.
OdpowiedzUsuńŚwiat niespokojny od lat, od kiedy byłam dzieckiem panowały niesnaski między krajami, a ludzie stawali agresywni.
Cieszę się, że żyję tu i teraz wśród bliskich. Martwi mnie tylko zdrowie.
Pozdrawiam serdecznie z ulewnej Małopolski:)
Też właściwie nie obchodzi mnie polityka. Tylko niestety nie jest to niechęć wzajemna. Choćby nie wiem jak się starać, ona i tak się w nasze życie miesza
UsuńDokładnie tak.
UsuńOptymistyczna Twoja notka. Wygrał ten dobry, a modlono się w słusznej sprawie. Nie jeden kapłan mógłby wziąć z tego wzór. Lub nawet gotowca, po przetłumaczeniu. A, że złe stawia opór? Indonezja wcale nie jest wyjątkiem w tej materii. U nas też strach rozdawać ulotki posłów KE.
OdpowiedzUsuńCzy dobry to nie jest pewne. Lepszy.
UsuńNie mam pojęcia jak głosować w niedzielę. Bo okazało się, że najwięcej łączy mnie z Konfederacją Narodowców. Jestem w szoku
Też jestem w szoku :) Dobrze się przyjrzy kto to...
UsuńChyba jeszcze raz się przetestuję. Chociaż boję się, że mi PiS wyjdzie. I co wtedy?
UsuńKwestia gustu: czy wolisz czerwony czy brunatny :)
UsuńW kluczowych dla mnie kwestiach z żadną partią mi nie po drodze. Ostatecznie głosowałam na człowieka.
UsuńHoly shit. Tomasz tam całkiem niezły cyrk objazdowy.
OdpowiedzUsuńNudzić się nie można.
UsuńBardzo dobry pomysł by robić wszystkie wybory jednocześnie jednego dnia. Potem przez cztery lata spokój jest.
OdpowiedzUsuńA nawet 5. Bo prezydencka kadencja trwa 5 lat. No, chyba że w międzyczasie kogoś oskarży się o bluźnierstwo (tak, jak poprzedniego gubernatora Jakarty)
UsuńOjej, ale się działo. Przeraziła mnie liczba kandydatów, czy dobrze odczytuję: 245 tysięcy? Jak się w tym połapac?!
OdpowiedzUsuńBardzo dobrze odczytujesz. To nie jest dużo. Tylko jeden kandydat na 1000 mieszkańców. Startowało 16 partii, czyli można założyć, że na każde stanowisko było co najmniej 16 kandydatów.W samym parlamencie jest miejsce dla 692 osób (posłów i senatorów), do tego dochodzą wszystkie stanowiska na szczeblach lokalnych.
UsuńA skoro jesteśmy przy liczbach- przy wyborach było zatrudnionych 7.000.000 (siedem milionów!) osób, z tego 569 zmarło podczas długiego procesu głosowania i liczenia. ( Liczby podaję za en.m.wikipedia.org)
Zgadzam się z Boją, że wszystkie wybory jednego dnia, to rewelacyjny pomysł. U nas PiS znów do jesieni będzie się puszył, że wygrał i na jesieni zrobi to samo. Cieszy mnie jednak fakt, że WIOSNA trochę miesza. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńMoże możemy mieć nadzieję, że do jesieni nastroje społeczne trochę się zmienią. Liczę na to.
UsuńJuż po wyborach...
OdpowiedzUsuńTo o czym piszesz jest niesamowite.
Kiedyś byłam wielką idealistką, teraz już dużo mniej... Nauczyłam się bardziej twardo stąpać po ziemi, a polityka to niestety jeden wielki chaos...
Smutne...
Idealisci do polityki się nie nadają. Bo to bagno jednak jest
UsuńCzyli demokracja, to trudny ustrój, a gdzieś na świecie może być jeszcze trudniej niż w Polsce...
OdpowiedzUsuńBardzo trudny. Zwłaszcza jak się ją (tę demokrację) interpretuje dość swobodnie
UsuńJak mawiał Winston Churchill, "Demokracja jest najgorszą formą rządu, jeśli nie liczyć wszystkich innych form, których próbowano od czasu do czasu".
OdpowiedzUsuńI niestety miał rację.
UsuńKolejny dowód na to, że demokracja bywa zagmatwana. Niby rządy większości, a jednak do wyboru idzie mniejszość...
OdpowiedzUsuńWidocznie większość nie chce mieć wpływu
UsuńBardzo dobra relacja. Świetnie oodałaś te burzliwe dni.
OdpowiedzUsuńDziękuję i pozdrawiam
Usuń