środa, 29 stycznia 2020

Dowód na istnienie.

   To bardzo proste. Żeby uwierzyć trzeba zobaczyć. Czyli zdjęcie wystarczy. A fotografowanie (siebie i innych) Indonezyjczycy uwielbiają. Z każdego, najmniejszego i najgłupszego spotkania pojawiają się długie obrazkowe relacje w mediach społecznościowych. I nie są to pamiątki, a dowody na odbycie spotkania.

Paczki dla potrzebujących

   Jadę sobie wózkiem przez supermarket. Trochę się spieszę, więc nie poszukuję, tylko zbieram z półek to co mam na liście. Owszem, czasem porównuję ceny (bo może promocja jest korzystna), ale z reguły biorę to co znam i mam sprawdzone.  
   Sięgnęłam właśnie po ulubiony płyn do prania ręcznego. Nawet nie patrzę na inne. Za dużo ich po prostu i za bardzo są wyspecjalizowane. Więc biorę ten zwykły, moim zdaniem najbardziej uniwersalny i skuteczny. A tu zagaduje mnie hostessa. Że inne są fajne. Ten do kolorów, a ten ze zmiękczaczem, tamten antybakteryjny i licho wie jakie jeszcze. Uprzejmie dziękuję, pani dalej namawia. Dziękuję stanowczo, mam ten co lubię. To pani proponuje próbki. Jasne, jak za darmo, to mogę wziąć. Pani ustawia dwie buteleczki w moim wózku. Pyta czy może zrobić zdjęcie, do dokumentacji. Robi mi porządek w koszyku, przestawia zakupy, żeby zdjęcie wyszło korzystnie. Odwracam głowę, ale jestem pewna, że też się w kadrze znalazłam.
   Każda działalność musi mieć dokumentację zdjęciową. Widziałam już administratora budynku uwieczniającego moment wkładania listu pod drzwi mieszkania, widuję zamiataczy ulic pokazujących czyste chodniki. Dostałam zdjęcie samochodu wiozącego zamówiony przeze mnie towar. I sama wysłałam takie, na którym widać pieniądze, które wręczam dostawcy. 
   I tak sobie myślę, że przecież nie wiadomo co się stało po zrobieniu zdjęcia. Czy te buteleczki z płynem do prania zostały u mnie, czy zapozowały do kolejnych 50 zdjęć. Chyba tylko ja wątpię w ich wartość dowodową. Indonezyjczycy zdjęcia robią na potęgę.

19 komentarzy:

  1. To jakaś plaga jest z tymi zdjęciami, na przykład dostałam na jutro polecenie służbowe, by własnie na prowadzonych zajęciach zrobić zdjęcia. A mnie szlag od tego trafia, bo może moi uczestnicy i uczestniczki nie zyczą sobie być uwieczniani, gdy pracują. Inna sytuacja - instytucja musiała zdjęciami potwierdzić zawieszenie jakiegoś plakatu związanego z udziałem w projekcie unijnym. Jakiś totalny idiotyzm...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja myślałam, że Indonezyjczycy tacy wyjątkowi...
      Przecież plakat można zdjąć po sfotografowaniu. I skąd wiadomo, że na zdjęciu są te właśnie zajęcia, a nie herbatka u pani Ani?

      Usuń
  2. Niestety, nie tylko Indonezyjczycy. Żyjemy w epoce dokumentacji fotograficznej i FB.
    Prowadzę stronę internetowa szkoły, FB zajmuje się koleżanka.
    Gdy mieliśmy drzwi otwarte pytałam rodziców o zgodę na umieszczenie zdjęć, nikt nie protestował, wręcz pytano, kiedy będą?
    Osoby od reklamy bywają nieraz tak natarczywe, że omijam z daleka...

    OdpowiedzUsuń
  3. Urzekły mnie trzy pierwsze zdania: „To bardzo proste. Żeby uwierzyć trzeba zobaczyć. Czyli zdjęcie wystarczy”. Chyba wiesz dlaczego? ;)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko wtedy to już nie jest wiara. A Ty posprzątałeś i dalej nie wierzysz, Tomaszu niewierny!
      Mam nadzieję, że nie utknąłeś na tych pierwszych zdaniach. Bo nie o duchowości pisałam

      Usuń
  4. U nas też już czasem dochodzi do absurdów, ale aż tak absurdalnie chyba jeszcze nie jest :) Czytając, pierwsze co mi przyszło na myśl, to to, że być może oni chcą mieć fotograficzne dowody na wypadek, gdyby ktoś ich posądził o jakąś nieuczciwość.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno o dokumentację chodzi. Ale tak sobie myślę, że świat na fotografii można dowolnie kreować. I niekoniecznie prawdziwie przedstawiać.

      Usuń
  5. Już wiele lat temu mój przyjaciel prognozował, że z epoki słowa cofniemy się do epoki obrazkowej. Nie wierzyłam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie jest jedyny przykład na to cofanie ;)

      Usuń
  6. Co kraj to obyczaj. Z drugiej strony wiele ludzi pracuje na prowizje. Reklama i reklamodawcy to dzisiaj potężne pieniądze. To chyba tez taki znak naszych czasów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Reklama to jedno. Ale dokumentowanie jej efektów jest w tym przypadku zabawne

      Usuń
  7. Cóż, chyba teraz takie czasy, że wszyscy wszystko fotografuja. Ale widzę, że w Indonezji to już pełne szaleństwo z tymi zdjęciami. Też by mnie trochę zastanawiała wartość dowodowa, bo na zdjęciach można dowolnie wykreować rzeczywistość, a ta rzeczywista rzeczywistość nie koniecznie musi sie zgadzać ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otóż to! Chyba wierzą w uczciwość. Albo nie potrafią kombinować

      Usuń
  8. A co robili Indonezyjczycy gdy nie było możliwości fotografowania? Rysowali, czy co?

    OdpowiedzUsuń
  9. Myślałam, że jak włożyła do koszyka te próbki i jeszcze zdjęcia zrobiła, to Ci się one dostały, a ty piszesz, że pewnie posłużyły do kolejnych dokumentacji. Sadzę, że uwiecznianie wszystkiego na zdjęciu, to dla nich mimo wszystko jeszcze atrakcja. Może kiedyś się znudzi. Serdecznie pozdrawiam w nowym roku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Próbki mi się dostały, zdjęcia nie. Ale wersja z robieniem zdjęć bez oddawania próbek też jest możliwa, prawda? A wtedy wartość dokumentacyjna żadna.

      Usuń
  10. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń