czwartek, 11 maja 2017

Wersja alternatywna

   A jeśli to było zupełnie inaczej? Jeśli to był przypadek? Jeśli chodziło o sprawdzenie proroctwa, a nie o zbawienie świata? Taka możliwość wydaje się bluźnierstwem. Zwłaszcza dla osób głęboko wierzących. A jednak Eric-Emmanuel Schmitt ją dopuszcza.
Dekoracja przy głównym placu miasta. Manado, Sulawesi, Indonezja.

  

   Zaczyna się od  rozważań czekającego na śmierć. Wie, że nie jest Bogiem. Był nim w dzieciństwie. Wtedy uważał się za wszechmocnego, wszechwiedzącego, nieśmiertelnego. Dorosłość pozbawiła Go złudzeń.
   Od zawsze zadawał pytania, drążył, chciał wiedzieć więcej. Aż nagle umarł jego ukochany ojciec. Nie zdążył mu powiedzieć jak bardzo go kocha. Dlatego, żeby znów nie było za późno, każdemu spotkanemu mówił o miłości.
   Był zbuntowany, zwłaszcza kiedy widział okrucieństwa. Jak Bóg może na nie pozwolić? Uświadomił sobie, że Boga powinno się dopiero stworzyć. 
   Zakochał się. Ale odkrył jak bardzo egoistyczne potrafi być szczęście. Nie chciał takiej miłości, chciał kochać ludzi. Wszystkich. Bo cierpienie nie jest powodem do nienawiści. 
   Ludzie przychodzili się mu zwierzać. Niepostrzeżenie stał się przywódcą duchowym. A potem uciekł przed sobą na pustynię i tam doznał wizji. Ale wciąż nie wiedział kim jest. Po prostu założył się sam ze sobą. Stawką była wiara w to, że wszystko co robi, robi w imię Boga, a nie szatana.
   Wszystko co się potem działo dzisiaj nazwalibyśmy siłą propagandy. Bo mówiono tylko o tych, których zupełnie przypadkowo uzdrowił ofiarując im wsparcie psychologiczne, przemilczając nieudane próby. Bo (Jego zdaniem) to uczniowie stali za cudami rozmnożenia chlebów i przemiany wody w wino. Bo słyszano w jego słowach to, co chciano słyszeć.
   Judasz uświadomił Mu, że wszystko co otrzymał od Boga jest niezwykłe. I wtedy założył się po raz drugi. Tym razem, że naprawdę jest Synem Bożym. Chociaż nie miał pewności, że zmartwychwstanie. 
   Dalej to już "Ewangelia według Piłata". Czyli jego listy do brata. Wątpliwości Rzymianina, jego droga do rozwiązania zagadki zniknięcia ciała, do zrozumienia, do wiary. Kto chce może czytać to jak powieść kryminalną, ale nie o to chodzi.
   Lektura może się wydać niestosowna, zwłaszcza w czasie wielkanocnym. A jednak nie zachwiała moją wiarą. Wręcz przeciwnie, Jezus zyskał na człowieczeństwie. Podkreślone zostało to, co w chrześcijaństwie jest najistotniejsze- miłość bliźnich i wolność wyboru. Jezus zostawia znak, ale pozwala wątpić, bo nas kocha.

20 komentarzy:

  1. Dzień dobry....ciekawe...bardzo ciekawe bo wolne, tak mniemam. Wolne od przymuszeń konieczności uwikłań w tradycję i nauki pobrane. Wnioski, każdy sam wybierze ale wywar do nich bardzo smakowity.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Staram się być obserwatorem. Czyli zapisywać co widzę, bezstronnie, bez oceniania. Czasem, zwłaszcza gdy coś mnie porusza (jak dobra książka na przykład), nie jest to łatwe.
      Pozdrawiam.

      Usuń
  2. Dlaczego rzecz o miłości bliźniego i wolności wyboru miałaby zachwiać wiarą? Ona wali się z zupełnie innych powodów. Bardziej przyziemnych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego, że uderza w podstawowe jej prawdy, przyjęte od lat dogmaty. Sądzę, że przyziemne powody są tylko wymówką dla braku wiary, nie jej zachwiania.

      Usuń
  3. Jeśli jedna książka miałaby zachwiać wiarą, to cóż to za wiara? Na podobnej zasadzie chciano zakazać lektury książek Browna i innych.
    Ktoś z teologów nawet powiedział, że istotą wiary jest poszukiwanie i zwątpienie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jedna książka to kropla drążąca skałę. Schmitt (filozof przecież!) podkreśla to samo. Bo to nasz wybór.

      Usuń
    2. Oczywiście, ja najbardziej szanuję ludzi wierzących, którzy nie narzucają innym swojego zdania, a najważniejsze nie wyrażają się pogardliwie o innych wyznaniach czy ateistach.

      Usuń
    3. Właściwie pogardę dla innych przekonań można chyba uznać za wyznacznik fanatyzmu. Ułożyło mi.

      Usuń
  4. W dobie wszechobecnej konsumpcji i powierzchowności, każda chwila refleksji jest na wagę złota. Nie ważne, czy autor ma rację; ważne że jej szuka. A jeśli jeszcze robi to w sposób zrozumiały i przystępny, chwała mu za to.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze niedawno Schmitt mnie męczył. No, może to za dużo powiedziane, ale przyjemność była ograniczona. Teraz staje się moim ulubionym autorem. Pewnie jeszcze nieraz o nim napiszę.

      Usuń
  5. Podpisuję się pod tym co napisała Jotka. O tym co jest istotą wiary.

    Dobrze, że znowu jesteś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, ja z indonezyjskiej perspektywy patrzę na wiarę zupełnie inaczej. Nie chcę tu prowadzić dysput religijnych, ale jeszcze będę o tym pisać.

      Usuń
    2. Dysputy religijne fajne są! O ile nie dyskutuje się z fanatykiem...

      Usuń
    3. Otóż to! Nie chcę być uznana za fanatyka. Chociaż i tak bardziej od fanatyków boję się bezmyślnych tępicieli katolicyzmu.

      Usuń
    4. Patrzę wokół siebie i przyznam ,że nawet procentowo by to można ująć, fanatyków, wyznawców ateizmu i zdecydowanie więcej niźli fanatyków religijnych. Mam Polskę na myśli jednak, samo podejmowanie tematu, czy są czy nie ma ile , jakich...jest stratą czasu bo niczego nie zmienia, niczego nie naprawia, nie buduje. Próbuje opisać rzeczywistość ale...gdyby nie to ,że mama kiedyś nauczyła mnie kilku modlitw, mimo mojego wielkiego sprzeciwu,teraz mam je zamiast relanium prozaku i czego tam więcej i to tylko jeden aspekt bardzo banalny przyziemny. Nie wspomnę o większych bo chyba nie o świadectwo tu chodzi.
      wino nie było wczoraj dobre za dużo by go trzeba było wypić...będę szczera to nie była wódka a litr niemal strasznie mocnej bo na czystym spirytusie , nalewki wiśniowej .

      Usuń
    5. Mam dokładnie takie same obserwacje. Tylko zastanawiam się czy to wyznawcy ateizmu czy raczej przeciwnicy (he,he to eufemizm) katolików. Bo przecież nie są tak zjadliwi wobec jakiejkolwiek religii.

      Usuń
    6. Jeśli można wtrącić, myślę, że "przeciwnicy" katolików nie są przeciw wyznawcom religii katolickiej, ale przeciw obłudzie ich postępowania i pozorom wiary, co często się obserwuje. Błędnie uogólnia się to zjawisko jako zwalczanie czy prześladowanie katolików w Polsce, ale znam osoby wierzące, które także krytykują innych katolików oraz duchownych, którzy dają zły przykład ...

      Usuń
    7. Zgoda. Mówimy o przeciwnikach religii katolickiej. Ludzie są tylko ludźmi i błądzą niezależnie od wyznawanej wiary. Ale tak, czuję się w Polsce prześladowana. Nikt mi nie mówi, że jestem hipokrytką, bo moje czyny przeczą wyznawanej wierze (to samo można powiedzieć wyznawcy jakiejkolwiek religii, bo nikt nie jest idealny). Mówi się mi, że jestem idiotką, bo wierzę. A ja wierzę w Boga, nie w jego ziemskich przedstawicieli. Jeśli dają zły przykład to ich nie naśladuję.

      Usuń
  6. Pamiętamy ze szkoły, podwórka, nie bije się kogoś kto odda ze zdwojoną siłą. Prawda, ze swej natury, jest cicha i pokorna a kłamstwo walczące chociaż,wyrafinowane, potrafi być niemal lustrzanym odbiciem prawdy. Wspomniała Pani o profanie będącym barmanem. Proszę ulitować się nad ignorantem i życzyć mu opamiętania i wiedzy na przyszłość.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybaczam mu. Zakładam, że to muzułmanin, czyli abstynent

      Usuń