środa, 15 lutego 2017

Wszędzie dobrze gdzie nas nie ma

   Bo z oddali trawa jest bardziej zielona, niebo bardziej błękitne, a ludzie życzliwsi. A nie, trochę się zagalopowałam. Wprawdzie tęsknota za Polską sprawia, że indonezyjskie absurdy wydają się jeszcze bardziej niezrozumiałe, ale wciąż mam świadomość, że to tutaj ludzie są uprzejmiejsi. Jakie absurdy?

   Najprostsze. Choćby załatwienie roamingu. Przychodzimy do punktu obsługi, prosimy o uruchomienie usługi (która podobno miała być w pakiecie, dopiero za granicą okazało się, że nie jest). Owszem, nie ma sprawy, ale ponieważ abonament mamy za krótko trzeba będzie zapłacić. Jasne, nie ma sprawy. Ale najpierw musimy opłacić abonament za ten miesiąc. A nie, nie, na to się nie zgodzimy, bo termin upływa za dwa tygodnie. Konsultacje z superwizorem, tłumaczenie od początku. Konsultacje z menadżerem. Hm, no cóż, w porządku. Wyciągamy pieniądze. A nie, płaci się w kasie. Idziemy do kasy. I od początku to samo. Możemy opłacić roaming, ale najpierw abonament. Wrrr... trochę to trwało, ale się dało. 
    Po dwóch latach już wiemy, że jeśli ktoś obiecuje, że zrobi coś za tydzień, to możemy się go spodziewać najwcześniej po dwóch. Że majster nie dość, że przyjdzie dwie godziny po umówionym czasie, to nie przyniesie ze sobą narzędzi. Że pięciogwiazdkowy hotel nie oznacza codziennej wymiany ręczników. Ale wiemy też, że będą się do nas uśmiechać, przepraszać, proponować zastępcze rozwiązania.
   Przyjeżdżamy do Polski, wytęsknionej, wyidealizowanej. I po pierwszym dniu chcemy wracać.
   Głównodowodzący nie zabrał ze sobą polskiego telefonu. Trudno i tak musiałby zarejestrować kartę. Kupimy więc nową, niewielki koszt. Gdzie można to zrobić? Najprawdopodobniej w salonie telefonii komórkowej. Taa... 
Wchodzimy. Sprzedawcy zajęci rozmową ze sobą nas nie zauważają. Bezczelnie im przerywamy. I otrzymujemy podaną z obrażoną miną informację, że u nich startera nie nabędziemy. Ale owszem, jest tu obok sklepik, w którym kupimy i zarejestrujemy. Próbujemy. Sprzedawca nie tylko nie odrywa tyłka od stołka, ale nawet wzroku od monitora. Znowu ośmielamy się zadać pytanie. Owszem, startery ma, ale nie zarejestruje! Wracamy do salonu. I co? Oni też nie rejestrują! Gorzej niż w Indonezji. Nie tylko nie załatwiliśmy sprawy, ale nawet nie zostaliśmy przeproszeni. Odwykłam od takiego traktowania.
   Głównodowodzący miał coś do załatwienia w centrali. Trzy razy się umawiał i trzy razy odchodził z kwitkiem. Bo pan X jest na urlopie, a pan Y, który go zastępuje właśnie się rozchorował. Mógłby to załatwić pan Z, ale pojechał do filii, tam go można znaleźć. A to przecież nie o prywatne sprawy chodziło.
   Próbowaliśmy zutylizować stary laptop. Tylko dwa miejsca są w Warszawie. Dzwonimy czy jutro pracują. Oczywiście. Jedziemy w godzinach ich pracy. I odbijamy się od drzwi. Dzwonimy ponownie. Pani jest w domu, bo ma chore dziecko i z domu załatwia telefony. Ale tam za godzinę czy dwie powinien się pojawić kolega. No nie, dwie godziny na mrozie to my czekać nie będziemy. 
   Wymiana lodówki. Owszem, najwcześniej za dwa tygodnie.
Z jaką ulgą wróciłam do Dżakarty! Przynajmniej jest ciepło. A ja jestem traktowana jak, nomen omen, biały człowiek

28 komentarzy:

  1. Witam Cię serdecznie na Twoim własnym blogu!!!!
    Cieszę się, że jesteś znowu, bo już za Tobą tęskniłam.
    Jak wiesz mam teraz nowy blog.
    Serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za powitanie. Miło, że tęskniłaś. Muszę jakoś zapisać Twój nowy blog.

      Usuń
  2. No tak teraz jest, albo totalnie nas olewają, albo na odwrót, usługodawcy, sprzedawcy są tak nachalni, że anielskiej cierpliwości trzeba, by nie dać sie wyprowadzić z równowagi.
    A wystarczyłoby postępować z każdym tak, jak samemu che się być traktowanym...

    OdpowiedzUsuń
  3. W kraju panuje chaos i narastająca frustracja. Także w usługach. Zarządzenia i przepisy są niejasne, ludzie boją się o jutro. To musi się odbić na wszystkich. Choćby w taki sposób, jak opisujesz.
    Jak widzisz moje odczucia z rozmowy z Podporą nie były wcale mylne :) Normalność wokół wciąga i zaraża. Niestety, chaos też.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze myślałam, że w Indonezji jest większy chaos. Może to tutaj jest normalnie?

      Usuń
  4. Jak miło powitać Ciebie. To ze względu na Twoje refleksje i krytyczne spojrzenie na otaczającą rzeczywistość. Masz rację, wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma. W stolicy jest dobrze, gdybyś spróbowała żyć na prowincji, byłoby jeszcze ciekawiej.Frustracja i brak życzliwości zbyt widoczne.
    Zasyłam serdeczności

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydawało mi się zawsze, że na prowincji ludzie są sobie bliżsi, łagodniejsi, mniej zagonieni. I że dzięki temu żyje się łatwiej. Cóż, szkoda.

      Usuń
  5. Skąd ja to znam???
    Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma 😂😁😀
    Zolza73.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Możemy szukać miejsca idealnego. A kiedy je znajdziemy skad będziemy wiedzieć, że gdzieś tam nie jest lepiej?

      Usuń
  6. Nie wiem jak jest w Dżakarcie ...nigdy nie byłam , ale w naszym "kochanym" kraju wszystko jest jako tako dopóki czegoś nie potrzebujesz . A wtedy obojętne czego dotyczy potrzeba - zwykle walisz łbem w ścianę . Osobiście mam przeświadczenie , że życie tu jest za karę, ten kraj to nasz "czyściec" innymi słowy nasza przepustka do późniejszego nieba . I żeby choć ciepło było, ale gdzie tam ... ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubię Polskę. Tęsknię nawet za zimnem. I coraz częściej się przekonuję, że nigdzie nie jest idealnie

      Usuń
    2. To oczywiste , że lubimy swój kraj ... bo jesteśmy stąd, tu są nasze korzenie. I co tu dużo gadać krajobrazowo Polska jest piękna ... ale właśnie dlatego ,że jest nam najbliższa tak wkurza , że trudno w niej się żyje. A co do tego , że nigdzie nie jest idealnie to mamy pełną zgodę . :)

      Usuń
    3. Nie dla wszystkich lubienie ojczyzny jest oczywiste. Ale cieszę się, że Ty też lubisz Polskę. I chyba masz rację- najbardziej wkurzające jest to, że my ją idealizujemy, a ona taka niewdzięczna

      Usuń
  7. Jak opisywałaś te perypetie to stwierdziłam, że idealnie pasują do mojego obrazu południowca. Oni mają gdzieś całokształt i przez to chyba są tacy szczęśliwi. Polska jest trochę inna pod tym względem. Nawet nieraz można znaleźć fachowców którzy coś potrafią

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo szczęśliwi są. Żyją tu i teraz. Cudowne rzeczy potrafią zrobić, przy użyciu bardzo prymitywnych narzedzi. Tylko niekoniecznie im się chce.

      Usuń
  8. Tęskniłam:). Chwilowo urlopuję, ale się odezwę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zazdroszczę Ci tego śnieżnego urlopu. Wypoczywaj!

      Usuń
  9. Witaj Ewo, cieszę się, że jesteś :) Bardzo realny wpis, często jest tak, że ktoś nam opowiada o jakichś miejscach, a my wzdychamy, mlaskamy, bo najchętniej byśmy się tam przenieśli, ale gdy tak się dzieje, nagle czar pryska i można się przekonać, że nie jest tak bajkowo jak by się wydawało. Nasza Polska zmienia się coraz bardziej niestety na gorsze, jak się żyje ot tak żeby żyć to jeszcze może obleci, ale jakby tak człowiek chciał coś osiągnąć, coś podziałać, czegoś się dorobić oprócz garba, to już wszystko wygląda inaczej. Na każdym kroku trzeba wszystkiego pilnować, sprawdzać, prosić się o oczywiste rzeczy, które nam się de facto należą. Nie wiem skąd to wszystko się bierze, przecież każdy z tego wszystkiego korzysta, a odnoszę takie wrażenie, że niektórzy jakby urwali się z choinki. No cóż, nie byłam w Dżakarcie i znam ją tylko z Twoich opowieści, ale myślę, że w każdym miejscu potrzeba trochę czasu, by się zaaklimatyzować, zaakceptować panujące tam zwyczaje i pogodzić z niektórymi dziwnymi dla nas sytuacjami, wszystko jest dla ludzi. Jesteś tam dość długo, więc przypuszczam, że gdybyś teraz przeniosła się do Polski, to na początku byłoby Ci trudno, ale z czasem wciągnęłabyś się w wir tutejszego egzystowania :)

    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam Cię po przerwie :)
      No właśnie, nie jest bajkowo w naszym pięknym kraju. I nie wiem, czy to dlatego, że tak się pozmieniało czy pamięć płata mi figle. A może po prostu jestem bardziej indonezyjska niż mi się zdaje?

      Usuń
  10. Witaj Biały Człowieku... wreszcie.Myślę, że gdyby u nas w kraju było o wiele więcej słońca, to Polacy byliby bardziej przyjaźni dla innych ... chyba. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, że klimat ma znaczenie. Chociaż widzę też inną zmienną- religia...

      Usuń
  11. Mam podobne wrażenia. Właśnie wróciłem z południowo-wschodniej Turcji. Tam diabeł mówi dobranoc. W hotelu nie zawsze zmieniali ręczniki (no, prawdę mówiąc zmienili raz na 10 dni :-), papieru toaletowego brakowało, trzeba było się upomnieć, internet działał lub nie, miała być woda w lodówce, nigdy nie było. Ale za wszystko przepraszali, cały czas się uśmiechali, byli niesłychanie uprzejmi, herbatę sami przynosili bez pytania. Wszystko im można było wybaczyć. Tej uprzejmości, życzliwości i uśmiechu w naszym kraju bardzo brakuje, szczególnie, że tamtejsza życzliwość nie jest na pokaz, ona jest bardzo, bardzo autentyczna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trochę uśmiechu, życzliwości i człowiek nie dostrzega drobnych (albo i grubszych) potknięć. I jak napisałam w komentarzu wyżej- nie ma pewności czy to kwestia słońca czy religii.

      Usuń
    2. Może słońce, może religia, a może po prostu tam gdzie biedniej ludzie są życzliwsi?

      Usuń
    3. Czynnika biedy nie wzięłam pod uwagę. Cieszę się, że o tym pomyślałeś. Bałam się, że o religię chodzi. Uf, kamień z serca

      Usuń
  12. Zapewne każdy z nas miałby mnóstwo historii związanych z biurami obsługi klienta;-) To istna kopalnia wiedzy:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety każdy i niestety kopalnia. Szkoda, że to nie jest przyjemna wiedza i że jej zdobycie kosztuje sporo nerwów.

      Usuń