środa, 3 sierpnia 2016

Plusy dodatnie i plusy ujemne

   Dawno, dawno temu Maika z tokyopongi wygrała u mnie wpis na temat. Chciała się dowiedzieć co obcokrajowcowi ułatwia, a co utrudnia życie w Indonezji.Prawdę mówiąc o takich rzeczach powinno się pisać zaraz po przyjeździe. Bo człowiek się przyzwyczaja. Na pewne rzeczy się godzi, inne przestaje zauważać. Ale może warto się zastanowić co utracę, a co odzyskam po powrocie. I oto jest wpis. Wreszcie.

   Nie jestem emigrantem. Przyjechałam na chwilę i blisko już do końca tej przygody. Nie żyję jak typowy obcokrajowiec. Nie muszę myśleć o przedłużeniu wizy, mam pewne przywileje, niedostępne dla innych. Dlatego moje spojrzenie jest nie tylko subiektywne, ale w dodatku stronnicze. Są problemy, z którymi się nie stykam, albo które rozwiązuje moja tutejsza pozycja. Ale o pozycji jeszcze będzie.
   Czy mi się podoba? Raczej tak, ale... Nie muszę tu zostać na zawsze, na szczęście. Chociaż wrócić będzie ciężko. Każdy kij ma dwa końce.
   Na przykład pogoda. Bardzo się bałam upałów. Lubię ciepło, ale bez przesady. Owszem, nie chce mi się spacerować w słońcu, gdy pot ścieka po plecach. Nawet jak mi się chce, to ruszam się jak mucha w smole. Ale upał już mnie nie przeraża. Do wszystkiego można się przyzwyczaić. Mam przecież całoroczny basen za drzwiami, wskakuję jak tylko najdzie mnie ochota. Chłodzę się w klimatyzowanych pomieszczeniach, często nawet marznę. W dodatku przed wyjściem nie muszę zakładać swetra, płaszcza, czapki, szalika, ciężkich butów. Po prostu wychodzę jak stoję. A jaka to wygoda w kinie czy filharmonii! Nikt się nie spieszy do szatni, bo jej po prostu nie ma. 
   Deszcz. No tak, zmoknąć można konkretnie. Tylko po co? Każdy deszcz da się przeczekać. A nawet jak się zmoknie, to przecież ciepło jest- wszystko schnie błyskawicznie.
   Transport publiczny. Prawie nie istnieje. Ale za to taksówki są tanie. Chociaż z drugiej strony kierowcy często nie znają drogi. Angielskiego zwykle  też nie.
   No właśnie język. Bahasa Indonesia nie jest trudna. Mam żal do swojego lenistwa, że jeszcze się nie nauczyłam. Posługuję się kilkoma słowami, żeby przetrwać i wystarcza. Z drugiej strony po co ją znać? W każdym sklepie znajdzie się ktoś kto mówi po angielsku. A jak nie znają to przepraszają.
   Och, przepraszanie to tutejszy sposób na życie. To mogłoby być miłe, gdyby nie utrudniało załatwiania spraw. Bo jak nie wiedzą jak rozwiązać problem, to apolodżajs  . I co mi po tym. Chcę, żeby mi zafarbował włosy, on nie ma tego koloru więc apolodżajs. Rozwiązania już nie szuka. Zgubił drogę i apolodżajs. Nie umie naprawić sprzętu - apolodżajs. Żadnej kreatywności, przeprosili i pozbyli się problemu. 
   Przepraszają również jak przechodzą przede mną, albo za moimi plecami. No, nie wszyscy, dotyczy to serwisu. Czekam na korytarzu, człowiek z miotłą przechodzi za moimi plecami, kuli się i szepce sorry. Albo jedziemy razem windą, a on to samo. Moja wychowana w socjalizmie dusza cierpi!
   Wynajęcie domu. Zwykle robi to pośrednik. Z którym negocjować się nie da, bo nie jest zainteresowany. Albo po prostu zgadza się na wszystko, byle złapać klienta. Klient wpłaca zaliczkę. Ale wprowadzić się może dopiero za miesiąc. Czyli trafiony, zatopiony. Albo pośrednik zrealizuje to co obiecał, albo nie. I nieważne, że to jest w umowie. Co więcej umowę trzeba zawrzeć co najmniej na rok, częściej na dwa lata, płacąc oczywiście z góry. Jest haczyk- po upływie terminu umowy cena wzrasta.
   Terminy. Tak jak wszystkie umowy, nic nie znaczą. Jeśli obiecują coś zrobić za dwa tygodnie, przy odrobinie szczęścia zrobią za miesiąc. Trudno cokolwiek zaplanować. Zaproszenie może przyjść dzień po terminie imprezy. Albo w przeddzień informują, że data się zmieniła na pojutrze.Pojutrze dzwonią, że nie po południu, tylko rano. Żadnej punktualności. 
   Informacja. Podróżnych się nie informuje o opóźnieniu samolotu mniejszym niż godzina. Co więcej, podróżni się nie niecierpliwią. 
   Ochrona danych osobowych. A co to jest? Kupując impulsy telefoniczne podajesz swój numer, a sprzedawca elektronicznie doładowuje. Przy okazji numer dociera do różnych firm , które od tej pory proponują Ci promocje. 
   Korki. Macet. To niestety jest niewyobrażalna zmora. Pisałam kiedyś o tym. Tutaj w korkach ludzie umierają (podczas powrotów z Idul Fitri 12 osób, w tym niemowlę). Korki powstają przez idiotyczne rozwiązania ruchu i brak znajomości/przestrzegania zasad. Ale korki to też okazje. Do poczytania. Załatwienia korespondencji. Zrobienia zakupów u "korkowych" sprzedawców. Wreszcie usprawiedliwienia spóźnienia, albo nieobecności. Właściwie wszyscy sobie z tych korków żartują. Nawet ostatnio Pani Ambasador Szwajcarii powiedziała w oficjalnym przemówieniu, że przejazd z Genewy do Rzymu zajmuje mniej czasu niż z jednej dzielnicy Dżakarty do drugiej. 
    Pomoc domowa. PembantuWłaściwie wszyscy mają, bo praca jest tania. Wprawdzie ja mam tylko taką do prasowania, czasem coś ugotuje. Przychodzi tylko na kilka godzin tygodniowo. Co dziwne, wszyscy na te pomoce narzekają. Albo coś robi nie tak, albo jest leniwa, albo kombinuje. Ale najgorzej, że pracodawcy prywatności nie mają.
   Kierowca. Moim zdaniem niezbędny. Tłok na drodze, komplikacje rozwiązań drogowych, plan ulic - w takich sytuacjach trzeba na niego liczyć. Nam się trafił rzeczywiście niezły, ba nawet czasem wykazuje się iście polską, ułańską fantazją omijając samochody czekające przed skrzyżowaniem. Fajną ma pracę. Śpi kiedy tylko się da, czyli dużo. Jak wszyscy Indonezyjczycy.
   Kolor skóry. Jestem biała, co sprawia, że lepiej traktowana. Ale skoro biała, to bogata (haha, chciałabym). Czyli trzeba kasę ode mnie wyciągnąć. Dlatego zawsze kiedy sprzedawcy mnie zachęcają special price, odpowiadam, że raczej bule harganya (cena dla białasów). 
  Pozycja. Jest bardzo ważna, bo społeczeństwo indonezyjskie jest klanowe. Po pierwsze jestem biała- plus. Czyli bogata- drugi plus. Trzeci plus za pozycję męża. Ale najważniejsze - kogo znam. Aż trudno w to uwierzyć. Nasz kierowca niby okazywał mi szacunek, ale zawsze moje decyzje potwierdzał u męża. Do czasu aż zawiózł mnie najpierw do MSZ, a potem do żony Gubernatora Dżakarty. Urosłam w jego oczach. Jego pozycja też zyskała, jestem pewna, że to rozpowiedział. Aż się boję jak zareaguje na wieść o tym, gdzie pojedziemy za tydzień.
   I związana z tym służalczość. Na początku mnie to denerwowało. Przecież sama umiem otworzyć drzwi! Siatki też w Polsce sama noszę! Aż ktoś mi wytłumaczył, że jak będę samodzielna, to ci ludzie nie zarobią. I przyzwyczaiłam się. Również do tego, ze mówią do mnie madame albo ibu. Nawet to lubię. Indonezyjczycy nie potrafią powiedzieć po prostu "dzień dobry" muszą dodać ibu. Miłe to jest. 
   Logika. Niepojęta, trudna do zrozumienia. Bo wciąż wierzę, że jakaś jest. W rozwiązaniach drogowych. W podejściu do klienta (nikt nie słyszał, że klient nasz pan, zwłaszcza jak już wpadnie w sidła). W utrzymywaniu licznego personelu w pustym sklepie. W sprawdzaniu kart pokładowych w poczekalni, przy bramce już nie. W kierowaniu pasażerów do bramek (bramka 7, długi spacer korytarzem do rękawa przy bramce 1). W pobieraniu należności za posiłek w restauracji z góry. W czyszczeniu płytek chodnikowych przed budynkiem, którego elewacja wymaga odświeżenia.  Itp,itd.
   Mam nową koleżankę, niedawno przyjechała. Wszystko ją dziwi, nie może pojąć. Ja już wielu rzeczy nie dostrzegam. Na wszystkie jej pytania mam jedną logiczną odpowiedź: To jest Indonezja.


38 komentarzy:

  1. Napisałam długaśny komentarz i go chyba zjadło:(.
    Bo ja, mimo iż spędziłam tutaj tylko dwa tygodnie, niemal ze wszystkim się zgadzam, bo doświadczyłam.
    Najbardziej bałam się pogody, a było znośnie, wręcz przyjemnie - może się przyzwyczaiłam. O korkach, terminach, niepunktualności, istnym cyrku na lotnisku krajowym w Dżakarcie, tych nieustannych apolodżajsach i dzieleniu pracy dla jednej osoby na cztery...ech... najdziwniejsze - bo o tym jakoś wcześniej nie pomyślałam - było bycie biała, i to blondynką. Ludzie prosili nas , by z nimi pozować do zdjęć. Dziwnie się czułam. No i nieustanne targowanie się, bo jak biała turystka to musi mieć kasy jak lodu na biegunie. Ale to na Jawie, na Bali jest zupełnie inaczej. Generalnie... masz rację, to jest Indonezja. I tak chciałabym tam wrócić... bo jest pięknie, inaczej, ciekawie.
    No i pewnie gdzieś tam, ktoś, kto wpadł na trochę do Polski, pisze o naszych absurdach, kończąc wywód: no cóż, to jest Polska...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bali jest magiczne. I chyba tej magii się poddałaś,bo system działa tak samo. Ludzie sa trochę inni. Ale Australijczycy psują rynek. Dla nich jest tanio, łykają każdą cenę.
      Tak, jest pięknie. Na wakacje. Chociaż wielu wybiera Indonezję na swoje miejsce.
      Zdjęcia mnie wykańczają. Gdybym brała dolara za jedno...
      Ilekroć wracamy do Polski jest taki moment kiedy mówimy do siebie:"Popatrz,tutaj też!" Ale wiesz,własne (za przeproszeniem) g...o mniej śmierdzi

      Usuń
    2. Doskonale rozumiem, że inaczej odbiera się jakies miejsce w wakacyjnym kontekście, a inaczej na stałe. Właściwie wszędzie, gdzie byłam ( czeka mnie jeszcze z kontynentów Afryka) było pięknie... a mieszkam w Polsce. I jeśłi kiedykolwiek rozważałam emigrację ( raczej hipotetycznie), to zawsze Europa, i zawsze kraje kulturowo zbliżone do Polski. Bo przez rok czy dwa w innym świecie pewnie bym wytrzymała, ale na stałe to wiem, że ciężko. Bo jednak never say never, jak wiadomo:).
      A co do Bali, to tak, to jest magia... i koszmarna komercja dla Australijczyków też).

      Usuń
    3. Bo Polska, mimo wszystko do życia jest najpiękniejsza. I swoja ;))

      Usuń
  2. W Twoim opisie sprawdza sie chyba nasze pojęcie o mieszkańcach tropików czyli stosowanie wszędzie zasady: śpiesz sie powoli.Niektóre rzeczy dziwią, inne gdy wziąć na logikę, można zaakceptować, do jeszcze innych trzeba sie przyzwyczaić...
    Mam wrażenie, że sprawy dotyczące turystów są wszędzie takie same - na turystach trzeba zarobić, w Polsce jest podobnie, pazerność niektórych nie zna granic...
    Zawsze warto czegoś nowego sie dowiedzieć, dzięki :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To racja: my mamy zegarki, a oni czas. Wiesz, że zupełnie się nie denerwują w korkach?

      Usuń
  3. Ewo, to się świetnie składa, bo ja uwielbiam odczucia subiektywne, obiektywne mam w encyklopediach.

    Co do dotrzymania terminów, to zupełnie jak w Polsce. Natomiast służalczość by się przydała, że nie wspomnę o przepraszaniu. Klient nasz pan to u nas przeżytek. Też patrzą jakby cię tu oszwabić.

    Wrócisz, ale wspomnienia zostaną, więc liczę, że się nimi podzielisz z czytelnika swojego bloga (?).

    Świetnie mi się czytało, jak zwykle. Pozdrów wenę ode mnie.

    Pozdrawiam słonecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za pozdrowienia. Weny jeszcze nie jestem pewna.
      Podejście do klienta. Cóż, tu się uśmiechają, są przemili ale o prawach konsumenta zapomnij. Nowa torebka się popsuła? Apolodżajs to wszystko co możemy z tym zrobić. Przy zakupach w H&M z dumą podkreślają, że mam 2 tygodnie na wymianę towaru. O zwrotach zapomnij.

      Pozdrówka.

      Usuń
  4. No super ciekawe to wszystko. Wprawdzie nie przypuszczam, żebym kiedyś do Indonezji się wybrała, ale dobrze wiedzieć.
    Dziękuję serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też nie przypuszczałam, że tu trafię. Los płata różne figle

      Usuń
  5. Czuję się jakbym był w Indonezji. Zaraz po przeczytaniu tego ciekawego postu, włączyłem sobie taką piosneczke z lat 50' ubiegłego wieku. Proponuję odsłuchać i porównać co się zmieniło:
    https://www.youtube.com/watch?v=uC5wyhKXck0
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trochę się chyba zmieniło. Piasek raczej czarny niż srebrny. Do tego zaśmiecony. Dym z wypalanej dżungli. Zamiast bębnów- aklungi i gamelany. Ale nadal śmiech i tańce. Oraz pola ryżowe i bawoły.
      Pozdrowienia.

      Usuń
  6. Bardzo ciekawy wpis Ewo i tyle w nim różnych informacji. Przeczytałam jednym tchem :) Z tego co zaobserwowałam to musisz mieć odpowiedzialną i ważną pracę, która daje Ci możliwości podróżowania w najdalsze zakątki świata. Indonezja brzmi egzotycznie, ale nie wiem, czy potrafiłabym się przyzwyczaić do panujących tam zwyczajów, które z tego co opisujesz różnią się dość mocno od naszych.

    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do Indonezji trafiłam dzięki pracy męża. I przy okazji, najczęściej prywatnie zwiedzam okolice. Zupełnie wolontariacko udzielam się w Women's International Club, to daje mi tzw."pozycję". O tym chyba też kiedyś powinnam napisać.
      Wiesz, człowiek dostosowuje się do wszystkiego, jak musi. Chociaż łatwo nie jest.

      Usuń
    2. O widzisz, a ja myślałam, że to Twoja praca Cię tam przeniosła. O tym swoim zajęciu koniecznie napisz, bo ciekawa jestem co tam robisz, czym się zajmuje ta fundacja.
      Przypuszczam, że nie jest łatwo, ale pocieszające jest to, że z tego co piszesz już niebawem wracacie do kraju :) Powiem Ci Ewo, że o ile na taką wycieczkę turystyczną bym się wybrała, to na stałe nie chciałabym tam zostać. Wszystko na chwilę byłoby do zniesienia, ale na dłuższą metę już raczej nie.

      Usuń
    3. Znam takich co przyjechali tu na rok. I tak już 30 lat siedzą. My wracamy za rok.
      O WIC napiszę pewnie w grudniu, po naszej największej dorocznej imprezie.

      Usuń
  7. Może kiedyś, chociaż mało realne, poznam to wszystko organoleptycznie :))

    OdpowiedzUsuń
  8. Pięknie piszesz, lubię Cię czytać, ale do Indonezji nie pojechałabym nawet za dużą dopłatą. To nie mój klimat, w sensie ogólnym i dosłownym. Brakowałoby mi...wszystkiego ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pochlebiasz mi. Ale chyba nie za dobrze piszę, skoro Cię nie ciągnie w te strony ;)

      Usuń
    2. Przeciwnie - aż za dobrze :)

      Usuń
  9. Nigdy nie byłam w tamtych rejonach i nie wiem czy się kiedyś wybiorę, więc taki post z życia codziennego był dla mnie bardzo ciekawy :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Tak się cieszę, że trafiłam do Ciebie i to jeszcze na tak ciekawy post! Będę zaglądać! I dzięki za odwiedziny u mnie! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj w moich skromnych progach! Staram się, żeby każdy post był ciekawy ;) Zapraszam częściej.

      Usuń
  11. Dobrze kojarzę, że w Indonezji za homoseksualizm jest kara śmierci lub więzienia?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam pojęcia, nie zgłębiałam tematu. Ale chyba nie, bo są bary dla gejów. Za narkotyki jest śmierć, w tym roku mają wykonać jeszcze 16 wyroków

      Usuń
  12. Przeczytałam z zainteresowaniem o tych plusach dodatnich i ujemnych,. A na koniec sparaliżowała mnie ta wiadomość o 16 wyrokach do wykonania za narkotyki. I jakoś te plusy przestały mnie cieszyć. Nawet te dodatnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem przeciwna karze śmierci. Ale narkotykom też jestem przeciwna. Takie jest tu prawo. Jeśli się je łamie, trzeba ponieść konsekwencje. W zeszłym roku wykonano wyrok na Brazylijczykach i Holendrach. Mimo protestów i zabiegów dyplomatycznych. Ambasadorowie wyjechali z Indonezji. Holenderski wrócił po kilku miesiącach, brazylijski po ponad roku

      Usuń
  13. Świetny post, potrzebny niezwykle i dla wszystkich, ponieważ poznajemy nowe zwyczaje, inaczej myślących ludzi, ciekawą logikę, inny sposób na życie. Nie jesteśmy sami na tym świecie, egzotykę też należy poznać. To takie budujące i pouczające.
    Serdeczności zasyłam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciałabym tylko, żebyśmy zrozumieli, że nasze sposoby są inne, ale niekoniecznie lepsze.

      Usuń
  14. Niezwykle interesująco to opisałaś; pewnie, gdyby trafiła mi się okazja wylądowania na dłużej w tym miejscu to brałabym bez wahania; ale póki co, nawiedzanie tamtejszych rejonów świata mi nie grozi :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne, że bierz jak się trafi! Ja tak zrobiłam, chociaż było to zupełnie znienacka

      Usuń
  15. fajni kierowcy taxi co drogi nie znają:D:D

    OdpowiedzUsuń
  16. Dziękuję za nagrodę :) Niektóre fragmenty mogłabym słowo w słowo przepisać i opublikować na blogu o Japonii - zwłaszcza przepraszanie, koniecznie połączone z brakiem woli rozwiązania jakiegokolwiek problemu. Pogoda w Tokio też nie rozpieszcza - latem tropiki, pora deszczowa też jest, wilgotność 80 procent lub więcej. Masz rację, że po jakimś czasie nie zauważa się wielu rzeczy, człowiek oswaja się z nowym miejscem, zaczyna nawet przejmować pewne zachowania, które na początku wydawały się dziwne (my z mężem na przykład kłaniamy się ludziom na dzień dobry, nawet w Polsce :D ). I też rozumiem, że co innego pojechać na wycieczkę, a co innego spędzić w jakimś miejscu kilka lat i zderzyć się z zupełnie inną kulturą. Wpis bardzo ciekawy, dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja myślałam, że Japonia jest ciut mniej azjatycka :) Bo czysta i lepiej zorganizowana. No, ale ja tam byłam tylko na wycieczce, a jak wiadomo pozory mylą.

      Usuń
  17. Znajomi po powrocie z Bombaju długo nie mogli przyjść do siebie. Widzieli zadeptujących się ludzi z powodu przeludnienia i wszechobecną biedę. Z powodu problemów żołądkowych nie podróżowali w inne miejsca, ponieważ tamtejszy lekarz znał angielski.
    Serdeczności zasyłam.

    OdpowiedzUsuń